Za inwestycję wartą 184 mln zł miasto zapłaci zaledwie 13,8 mln zł. Oznacza to, że drugi co do wysokości most w Polsce będzie kosztował Rzeszów niewiele więcej, niż okrągła kładka nad aleją Piłsudskiego. Dlaczego o tym piszę? Bo jestem pod wrażeniem sprawności urzędników odpowiedzialnych w mieście za pozyskiwanie unijnych pieniędzy. Pamiętam, że poprzednia opcja rządząca w mieście bagatelizowała znaczenie wyjazdów do Warszawy, a jej przedstawiciele zwykli mawiać, że "klamkowanie" w ministerstwach to strata czasu. Jak widać, byli w błędzie. Przypomnę, że jeszcze jesienią ubiegłego roku dotacja na most wynosiła 100 mln zł, a radni prawicy pomstowali wówczas, że przez nieudolne negocjacje w stolicy Rzeszów będzie musiał dopłacić do jego budowy z własnego budżetu aż 84 mln zł. Ale tak nie będzie, bo kolejne 70 mln zł prezydent i jego urzędnicy "wyklamkowali" u ministrów. Tadeusz Ferenc jest osobą kontrowersyjną. Rządzi twardą ręką, potrafi huknąć na swoich urzędników, bo jak mówi, dobrze płaci im za robotę, dlatego może od nich dużo wymagać. Niektórym się to nie podoba i pewnie częściowo mają rację. Mnie jako mieszkańca przekonują jednak wyniki pracy urzędu, który jest utrzymywany m.in. z naszych podatków. A skoro dyscyplina i upór owocują wielomilionowymi dotacjami do budżetu miasta, politykę władz miasta należy uznać za skuteczną. Zwolennicy prawicy pewnie zarzucą mi, że w swojej ocenie jestem nieobiektywny, bo poprzednicy Tadeusza Ferenca nie mieli możliwości pozyskiwania pieniędzy z Unii Europejskiej. Nie mieli, ale w mojej ocenie o inne możliwe dotacje nie walczyli z równą zaciekłością. Mówiąc krótko, kto "klamkuje" w stolicy, ten ma kasę.
Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?