- Byłem wczoraj na wieczornych zakupach w markecie, chciałem kupić przede wszystkim mięso i parę innych rzeczy. Niestety, lodówki i zamrażarki były niemal całkiem puste. Co tu się stało? To wygląda, jakby ludzie szykowali się do wojny - opisuje Adam, czytelnik portalu NaszeMiasto Rzeszów.
- Kiedy chodziłem pomiędzy półkami zauważyłem, że brakuje też papieru toaletowego, mydła, środków czystości czy produktów do higieny
- kontynuuje pan Adam.
Na przesłanych przez Adama zdjęciach wyraźnie widać, że braki są ogromne. Postanowiliśmy udać się do tego marketu i sprawdzić jak wygląda to z bliska. Faktycznie, pustki są rażące i to nawet pomimo tego, że pracownicy sklepu ciągle dokładali nowy towar. Jak się okazuje, taka sytuacja denerwuje nie tylko Adama.
- No, to dzisiaj nic nie jemy - żartował jeden z klientów. - To jest dramat, ludziom już naprawdę odbiło - dodał chwilę później.
- Sądzę, że ludzie niepotrzebnie panikują. Obawiam się, że cała ta żywność, którą kupili ludzie pójdzie i tak na śmietnik. Poza tym, nikt nie mówił, że sklepy będą zamknięte, po co te nerwy? - zastanawiał się inny klient.
Porozmawialiśmy też z jedną z kasjerek. Powiedziała nam, że sytuacja i tak jest dużo spokojniejsza niż dzień wcześniej. Widać było, że pracownicy są dosyć zmęczeni.
Skąd te pustki?
Na temat wykupowania zapasów przez panikujących ludzi porozmawialiśmy z doktorem Jarosławem Kinalem, socjologiem z Uniwersytetu Rzeszowskiego. Jak powiedział, gromadzenie zapasów w sytuacji zagrożenia jest zupełnie naturalnym odruchem człowieka, a same niedobory w sklepach są według niego faktem medialnym, powstałym przez udostępnianie pojedynczych przypadków.
- W części sklepów można zauważyć pewne niedobory, jednak wynikają one z faktu zwiększonego zapotrzebowania konsumentów na niektóre produkty i relacji popytu do ograniczonej możliwości podaży tych produktów wynikających z ograniczeń magazynowych czy produkcyjnych. Należy pamiętać, że sieci handlowe mają wdrożoną procedurę planowania dostaw w odpowiednich cyklach. Inną strategię posiadają mniejsze sklepy i sieci lokalne, które uzupełniają niedobory na bieżąco w miarę dostępności produktów w hurtowniach - tłumaczy dr Jarosław Kinal.
Socjolog wyjaśnia również, że na ludzi zadziała psychologia tłumu:
- W sytuacji, w której mieliśmy do czynienia z dużym tłokiem w sklepach, zadziałały takie czynniki jak niepokój przed przyszłością, chęć zapewnienia komfortu bliskim, brak pewności odnośnie zakończenia zawieszenia działania wielu instytucji, informacje pojawiające się w mediach - w tym społecznościowych - dotyczących ewentualnego zamknięcia sklepów czy galerii handlowych, lęku przed niedoborami. Bardzo często w takich sytuacjach działa też mechanizm myślenia grupowego - skoro inni w taki sposób starają się opanować sytuację uznajemy to za działanie oczywiste i pożądane z naszej perspektywy- mówi dr Kinal.
W tłumie łatwiej o zakażenie
Dr Jarosław Kinal przypomina, że ludzie powinni zachować spokój, analizować sytuację bez emocji i podejmować racjonalne decyzje na podstawie wiarygodnych informacji. Zaleca także stosowanie się do wytycznych, które przedstawiły nam władze. Uwrażliwia również, że przebywanie w dużym tłumie, np. na zakupach, nie jest dobrym pomysłem w sytuacji, kiedy koronawirus jest już w Polsce.
- Z punktu widzenia medycznego, przebywanie w dużych skupiskach ludzkich w sytuacji, w której istnieje możliwość zarażenia się wirusem - i co ważne nie tylko dotyczy to tzw. "Koronawirusa z Wuhan", bo jego wystąpienie nie wyeliminowało czy zawiesiło działania innych typów chorób - nie jest wskazane
- tłumaczy socjolog.
ZOBACZ TEŻ: Strach przed koronawirusem Leżajsku
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?