35-letni dziś Dara jest z pochodzenia Kurdem. Pochodzi z biednej rodziny ze wschodu Turcji, a dokładnie z leżącej przy granicy z Syrią i Irakiem Mezopotamii. Jest najmłodszym dzieckiem spośród trzech braci i trzech sióstr.
Jego pochodzenie odegrało w jego życiu kluczową rolę, bo jak sam przyznaje urodził się i wychował w regionie, gdzie ludzie jedzą najwięcej mięsa. - Nawet na śniadanie. A jeśli na obiad i na kolację nie ma mięsa, to się nie liczy jako obiad czy kolacja. Po prostu musi być mięso – mówi Dara. - Jak przychodzi do ciebie gość, to czymkolwiek go poczęstujesz – sałatką czy deserem – musi być w tym mięso. Bo jak nie ma mięsa, to gość jest niezadowolony – opowiada „Nowinom”.
![Dara spełnił w Rzeszowie swoje marzenia.](https://d-pt.ppstatic.pl/k/r/1/c5/0a/62873d6dcd451_p.jpg?1653030254)
Decyzja życia
W Turcji nasz bohater studiował i pracował jako kelner i kucharz w mieście Mugla, w pobliżu tamtejszego Morza Martwego. – To właśnie tam są najpiękniejsze plaże w Turcji – podkreśla. Tam też po raz pierwszy w swoim życiu poznał Polaków.
– Byli bardzo pozytywni i mili. Nauczyli mnie kilku słów po polsku, na przykład „zupa z trupa” – śmieje się Dara. – Dlatego też gdy mogłem skorzystać z programu wymiany studenckiej Erasmus i miałem do wyboru kilka krajów, to wybrałem Polskę. Wszyscy pytali, ale po co tam? Przecież wszyscy jadą do Belgii, Niemiec czy Wielkiej Brytanii! To było 15 lat temu i wiedza o Polsce w Turcji była jeszcze znikoma – zaznacza.
Dzięki Erasmusowi trafił na Uniwersytet Rzeszowski, gdzie kontynuował studia na kierunku wychowanie fizyczne. Nie znał wówczas ani języka polskiego, ani angielskiego. – Znałem może 10 czy 15 polskich słów, a z angielskiego jakieś 20-30 zdań. Studiowałem po angielsku, choć w wychowaniu fizycznym nie jest to jakoś szczególnie ważne. W Rzeszowie najpierw nauczyłem się angielskiego, a później polskiego – na ulicy i w pracy, gdzie jest kontakt z ludźmi.
W Rzeszowie planował spędzić pół roku, ale szybko poczuł się w stolicy Podkarpacia jak u siebie. – Czułem się tutaj doceniony, wykładowcy traktowali mnie jak przyjaciela, i tak się zaczęła moja miłość do Polski i polskiej kultury, za co chciałbym tym wszystkim ludziom bardzo podziękować – mówi zadowolony.
Już wtedy - będąc studentem Uniwersytetu - postanowił zostać w Rzeszowie na dłużej. Początkowo chciał być nauczycielem WF-u. I został nim, ale po skończeniu studiów z uczniami pracował tylko przez… tydzień, w Szkole Podstawowej nr 9 w Rzeszowie. – I w zasadzie od razu podziękowałem – śmieje się Dara. Jak nietrudno się domyśleć, postanowił zmienić profesję.
Marzenia i biznes
To wtedy właśnie – pod koniec studiów - zdecydował ostatecznie o założeniu własnego lokalu z kebabem. Wcześniej zauważył, że w Rzeszowie nie ma dobrych kebabów, nawet w lokalach prowadzonych przez jego rodaków.
- Widziałem, że oni robią te kebaby naprawdę niedobre, więc pytałem ich dlaczego robią to tak bez serca. Odpowiadali, że ludzie i tak nie wiedzą, co jest w środku, więc i tak kupią – opowiada.
Ale decyzja o uruchomieniu biznesu z kebabem miała jeszcze inną, ważniejszą przyczynę. - Zdawałem sobie sprawę, że z pensji nauczyciela nie będę mógł pomóc ani rodzinie, ani też biednym dzieciom, a ja zawsze chciałem pomagać sierotom na całym świecie, nieważne z jakiego są kraju, jakiej są religii czy koloru skóry. Marzyłem o tym, żeby żaden dzieciak nie był głodny. Dlatego zacząłem myśleć, co innego można robić, żeby te marzenia spełnić. I gdy zdałem sobie sprawę, że w Rzeszowie nie robią dobrych kebabów, to zdecydowałem, że wejdę w ten biznes. To było pod koniec moich studiów na Uniwersytecie – tłumaczy swoje życiowe decyzje i marzenia Dara.
Swój pierwszy lokal z kebabem otworzył na rzeszowskim Rynku. - Sam układałem płytki, sam malowałem ściany, a pierwsze meble kupiłem używane – opowiada o początkach biznesu, który nazwał swoim imieniem.
22-letni wówczas Dara nie miał wielu oszczędności, więc znalazł wspólnika. Część pieniędzy i tak musiał pożyczyć od rodziców. – Nie byli zachwyceni moim pomysłem, bo zawsze patrzyli na mnie jak na dziecko. Ale sprzedali kilka krów i wysłali mi jakieś pieniądze – śmieje się nasz rozmówca. – Oni zawsze chcieli, żebym pracował jako urzędnik, bo taka praca daje w Turcji jakąś stabilność. Poza tym mówili mi, że nie znam ani języka ani kultury polskiej. Ale ja już byłem zdecydowany! – podkreśla.
„Do Dary na kebsa”
Na podpisanie pierwszej umowy na wynajem lokalu Dara poszedł z… nauczycielami wychowania fizycznego, których poznał na studiach na Uniwersytecie. – Wtedy prawie w ogóle nie znałem języka polskiego, więc chciałem, żeby się za mnie trochę potargowali, bo wiecie, Turcy lubią się targować. Wszystko poszło ok, a kontakt z tymi nauczycielami mam do dzisiaj – wspomina Dara.
Podkreśla, że gdy już uruchomił swój lokal, przez pierwsze 2-3 lata pracował po 18 godzin dziennie: – Łącznie z sobotami i niedzielami, bo wtedy jest największy ruch. Przez ten czas nie miałem nawet jednego wolnego dnia. W dzień biegałem po zakupy i za papierami, a po południu przychodziłem do lokalu, gdzie pracowałem do godz. 2 w nocy, albo czasami nawet i do 5 rano. Tak wyglądało wtedy moje życie.
![Dara spełnił w Rzeszowie swoje marzenia.](https://d-pt.ppstatic.pl/k/r/1/d0/16/62873d735fc4f_p.jpg?1653030259)
Dara nie miał pieniędzy na reklamę czy ulotki, ale po spróbowaniu jego kebabu ludzie nie tylko po niego wracali, ale polecali go też swoim znajomym. „Do Dary na kebsa” – tak właśnie brzmi najlepsza, a zarazem bezpłatna reklama w Rzeszowie. Lokal w Rynku pękał wieczorami w szwach i tak jest zresztą do dzisiaj.
– Tak szczerze mówiąc, od początku byłem pewny, że mi się uda. Wkładałem w to przecież całe serce i byłem w tym uczciwy. A jeśli coś jest robione z sercem, to jest doceniane przez ludzi. Byłem też cierpliwy i miałem chęć do pracy – mówi szczerze 35-latek.
„Wszystko musi się zgadzać”
Takiego rozmówcy nie możemy nie zapytać o przepis na świetny kebab. – Po pierwsze mięso, po drugie surówka, a po trzecie pracownicy – odpowiada. - Bo niedobry pracownik nie zrobi dobrego kebaba nawet z dobrych składników. Wszystko musi się zgadzać i wszystko musi być też świeże – surówka, sosy i mięso. Jeżeli lokal nie jest czysty, jeśli nie ma fajnej atmosfery, to już nie jesteś zadowolony – dodaje.
Większość jego pracowników to Turcy, bo w gorącej temperaturze Polacy długo nie wytrzymują. – W lecie na zewnątrz jest 30-35 stopni, a „na bazie” koło grilla powyżej 55 stopni. Dlatego Polacy pracują u mnie raczej na kuchni, jako kierowcy czy kierownicy – tłumaczy Dara.
Jego firmowy kebab powstaje na bazie przepisów pochodzących z jego rodzinnego regionu. Jest jednak robiony ze składników, w tym mięsa, z Polski, a jedynie kilka przypraw pochodzi z zagranicy, w tym oczywiście z Turcji.
- Rzeszów jest nazywany „stolicą kebabów”, ale nie każdy wie, że w całej Polsce najtańszy kebab jest właśnie w tym mieście. Bo tutaj ludzie zarabiają mniej niż w Warszawie, Krakowie czy w Katowicach i nikt nie może jakoś bardzo podnieść cen – tłumaczy Dara. Faktem jest, że od co najmniej kilku lat kebaby rozchodzą się w stolicy Podkarpacia jak świeże bułeczki.
Porsche, kobiety i alkohol
Dzisiaj Dara jest bogatym człowiekiem i wcale tego nie ukrywa. W Rzeszowie od kilku lat słyszy się, że „jeździ porszakiem”, czyli ekskluzywnym Porsche. To akurat nie żadna legenda, tylko prawda. – Przez parę lat jeździłem Golfem, ale zawsze marzyłem o Porsche, bo stawiam na jakość. I przyszła taka chwila, że mogłem to marzenie spełnić, choć był to używany samochód. Jestem z niego bardzo zadowolony – mówi.
Zdarza się, że zamiast Taxi, Ubera czy Bolta jego znajomi po imprezie na mieście dzwonią z prośbą o podwózkę do domu właśnie do niego. – Wiele razy tak robili i przyjeżdżałem. Pamiętam, że raz zadzwonili do mnie i mówią: „Dara, tutaj leży jeden pijany od ciebie”. Pojechałem na miejsce i okazało się, że był to jakiś ciemnoskóry student ze WSIZ-u. No i co miałem zrobić? Zabrałem go do mojego „porszaka” i odwiozłem – śmieje się głośno sympatyczny Turek, a my razem z nim.
Nieprawdziwa jest jednak inna legenda, jakoby „kebabowy milioner” prowadził hulaszczy tryb życia. Co ciekawe, nie pije nawet alkoholu. – Pierwsza przyczyna to moja religia, czyli islam, druga to zdrowie, a trzecia jest taka, że nie dostrzegam ludzi, którym alkohol by w czymś pomagał – tłumaczy. Z tych samych powodów w jego lokalach nie sprzedaje napojów alkoholowych. – Choć mógłbym na tym dużo zarobić, ale nie chcę sprzedawać niczego, co szkodzi zdrowiu - zaznacza.
![Dara spełnił w Rzeszowie swoje marzenia.](https://d-pt.ppstatic.pl/k/r/1/4a/c7/62873d7e59be6_p.jpg?1653030270)
Jak przyznaje, spotykał się w Rzeszowie z kilkoma dziewczynami, a teraz z wielkimi nadziejami zaczyna kolejny związek. – Polki są bardzo ładne i nawet jeśli moi rodzice zawsze chcieli, żebym się ożenił z Turczynką lub Kurdyjką, to ja chcę się ożenić z Polką. Powiedziałbym nawet, że Polki są ładniejsze niż Azjatki – uśmiecha się Dara.
Plany
Nasz bohater mieszka w Rzeszowie od kilkunastu lat i tu chciałby założyć rodzinę. - Kocham to miasto. Przede wszystkim chodzi o ludzi, a poza tym jest bardzo czyste i otwarte. Kraków też jest fajny, ale tam idąc ulicą czujesz się jakby te budynki cię ściskały, a w Rzeszowie jest więcej otwartej przestrzeni – tłumaczy.
Docenia też lokalną gastronomię. - 15 lat temu kuchnia w Rzeszowie była uboga, ale dzisiaj są fajne restauracje – jest dobre sushi i nie tylko. Jednej rzeczy tylko brakuje – prawdziwego steakhousa z bardzo dobrymi stekami. Ktoś, kto to zrobi, na pewno będzie bardzo dobrze zarabiał, choć musi zadbać o dobre mięso. Sam o tym myślałem, ale nie da się tego robić bez alkoholu, dlatego zrezygnowałem – mówi.
Obecnie pracuje już „tylko” po 10-12 godzin dziennie. W czasie wolnym spotyka się z przyjaciółmi i podróżuje: – Jestem bardzo otwartym człowiekiem, kocham życie, uwielbiam poznawać nowych ludzi i mieć z nimi dobry kontakt. Dlatego nie mieszkam w Warszawie ani w żadnej innej metropolii. Jak sobie spaceruję ulicą 3 Maja czy Grunwaldzką to zawsze spotykam znajomych, z którymi porozmawiam przez kilka minut. Uwielbiam to, dlatego takie mniejsze miasto to dla mnie idealne miejsce.
Polskie obywatelstwo Dara ma od kilku lat i otwarcie przyznaje, że dziś bardziej czuje się Polakiem niż Turkiem. W Rzeszowie chce zostać do końca życia. - To świetne miasto do życia. Może na emeryturze zamieszkam gdzieś nad morzem, bo kocham morze, ale na pewno będę miał kontakt z kochanym Rzeszowem – dodaje rozmarzony.
W najbliższych latach nie zamierza już otwierać kolejnych lokali z kebabem. Planuje za to bardziej korzystać z życia. – Jak człowiek bardzo głęboko wejdzie w biznes, to nie ma czasu na prywatne życie. Bo nawet jeśli cyferki w banku się codziennie zmieniają na plus, ale z nich nie korzystasz i nie żyjesz, to jesteś nieszczęśliwy i stracony. A jeśli zarabiasz, dużo podróżujesz i masz dobry kontakt z ludźmi, to jesteś wygrany – tłumaczy swoją filozofię życia.
Pieniądze szczęście dają
A jak rodzina w Turcji zareagowała na biznesowy sukces najmłodszego dziecka, które nie chciało zostać urzędnikiem? – W naszej kulturze starszy zawsze ma rację. Więc wypominałem im to, że byli na nie, a oni odpowiadali, że nie chcieli, żeby mi było trudno w życiu – śmieje się Dara. – Ale jestem ich bohaterem, bo moi rodzice nigdy nie mieli łatwego życia, a teraz mają już lepiej. Pomogłem też braciom i siostrom. Cała rodzina jest teraz szczęśliwa, co daje mi też motywację do pracy – podkreśla.
![Dara w jednym ze swoich lokali](https://d-pt.ppstatic.pl/k/r/1/f2/4f/62873d8118191_p.jpg?1653051010)
Ale pieniędzmi, które zarobił na kebabie, dzielił się i dzieli nie tylko ze swoją rodziną. Pomagał kilku fundacjom charytatywnym na świecie, a kilka lat temu założył własną - Dara My Kids. Pomaga dzieciom, w pierwszej kolejności sierotom, także tym wojennym, ale też całym potrzebującym rodzinom. Kolejną fundację zakłada właśnie w Polsce.
Fundacja Dara My Kids działa łącznie na trzech kontynentach: w Europie, Azji i w Afryce. Dotarła m.in. do Gambii. To właśnie tam, jak mówi, zobaczył najszczęśliwszych ludzi. – Większość z nas chce mieć więcej pieniędzy, żeby być szczęśliwymi. A tam ludzie nie mają prawie nic, a są bardziej szczęśliwi niż my. Jedzenie mają na dziś, a na jutro już nie mają, ale są uśmiechnięci, nie stresują się i mają miłość w sercu – opisuje, to co zobaczył w Afryce Dara.
Nie był też obojętny na los uchodźców z Ukrainy - wynajął foodtracka, który przez cały miesiąc za darmo rozdawał im kebaby pod Full Marketem w Rzeszowie. – Każdego dnia szło od 200 do 300 kebabów, a zakończyliśmy tę akcję, gdy liczba uchodźców znacznie się zmniejszyła – mówi.
W ten sposób Dara realizuje jedno ze swoich życiowych marzeń. - Każdy człowiek ma swoją wizję pięknego świata, ale czy pracuje nad tym, żeby ten świat się taki stał? Ja próbuję coś robić w tym kierunku i myślę, że jeśli ktoś oczekuje zmiany w swoim życiu, to sam musi ją zainicjować – puentuje swój życiorys sympatyczny Kurd, nazywany „królem stolicy kebabów”.
![emisja bez ograniczeń wiekowych](https://s-nsk.ppstatic.pl/assets/nsk/v1.220.1/images/video_restrictions/0.webp)
Jak kupić dobry miód? 7 kroków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?