Duże „tak” dla płatnej strefy parkowania w Rzeszowie [KOMENTARZ]

Nie do uwierzenia jak nagle chodniki stały się szersze, a miejska przestrzeń przyjaźniejsza. Bo niezaśmiecona widokiem sznura samochodów, często zaparkowanymi tak fatalnie, że dosłownie trzeba było się między nimi przeciskać.

Okazuje się, że jednak można dojechać do pracy autobusem albo podejść te naście minut pieszo. Sama znam kilka osób, które mają na tyle niedaleko do pracy, że wreszcie wybrały krótki spacer. Przyznam, że od początku byłam zwolenniczką wprowadzenia płatnej strefy, bo i tak, chcąc cokolwiek załatwić w centrum przed godz. 17, zmuszona byłam odstawiać auto na płatne parkingi. Darmowe miejsca zajęte były przez tych, którzy zostawiali je tam, spędzając cały dzień w pracy. Teraz nie tylko miejsc parkingowych jest więcej, ale i ich wybór jest szerszy.

Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim to w smak, ale prawda jest taka, że już dawno parkometry powinny wrócić na ulice Rzeszowa. Tak jest w każdym większym mieście, a na pewno każdym, które rozwija się tak dynamicznie jak stolica Podkarpacia. Aut bardzo szybko przybywa, a już dziś każdego dnia po ulicach miasta porusza się grubo ponad 200 tys. pojazdów. Żeby nie sparaliżować ruchu trzeba zachęcać do jak najczęstszego zostawiania aut przy domu i jazdy autobusami. Tak jest nie tylko taniej, ale i ekologicznie.

Oczywiście, sposób funkcjonowania miejskiego systemu transportowego pozostawia jeszcze wiele do życzenia, ale mam nadzieję, że sukcesywnie na obrzeżach miasta będą pojawiać się parkingi, na których osoby spoza Rzeszowa zostawią auta i dojadą do celu MPK-iem. Czekam też na aplikację na telefon, która będzie wyświetlała te same informacje, jak dziś tablice na przystankach. Po to, żebym już w domu wiedziała, czy dany autobus przyjedzie na czas i nie musiała stać na przystanku.