Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Poszukiwacz "skarbów" historii: "Niemcy potrafią przepraszać" [zdjęcia]

Kinga Czernichowska
Łukasz Kazek ma w swoich zbiorach około trzy tysiące listów i dokumentów, dotyczących historii Niemców wysiedlonych z polskich ziem. Zbiera je, a potem zwraca prawowitym właścicielom. Jak sam twierdzi, lubi żyć przeszłością.

Łukasz Kazek (36 lat) jest dziennikarzem, przewodnikiem i... poszukiwaczem poniemieckich skarbów. Zamiłowanie do historii zaszczepił w nim dziadek, który był więźniem obozu koncentracyjnego w Birkenau.

- To były inne czasy niż teraz. Bez smartfonów, Facebooka i ciągłego zabiegania. Dziadek hodował zwierzęta, więc chodziliśmy razem do lasu po pokrzywy dla świń. Często wybieraliśmy się w góry. Opowiadał mi o wojnie, ludziach, których spotkał na swojej drodze. Uczył tolerancji i szacunku do przeszłości - mówi Łukasz Kazek, pasjonat historii i odkrywca poniemieckich "skarbów".

Dziadek Łukasza Kazka dwa lata mieszkał z Niemcem, zagorzałym zwolennikiem Hitlera.

- Zacząłem dostrzegać przeszłość: to, że tutaj przed nami ktoś żył - opowiada Kazek. - Interesowałem się tym, co to byli za ludzie: jak żyli, jakie mieli poglądy, co czuli, co im się przydarzyło, co przeszli, z jakimi problemami musieli się zmagać. Chodzi o historie zwykłych ludzi, niemających wpływu na politykę.

Nadzieja, szczęście i łzy

Skrytki, których szuka Łukasz Kazek, nie powstały bez powodu. Ci ludzie wierzyli, że tu wrócą, gdy nadejdą lepsze czasy. Kazek poszukiwaczem poniemieckich skarbów stał się w 2006 roku. To wtedy po raz pierwszy spotkał się z Niemcami, którzy przyjechali do Polski szukać grobu swojego ojca.

- Rozmawiałem z nimi, a potem pokazałem im stare, odnalezione fotografie, które miałem w swoich zbiorach. Okazało się, że jedna z nich przedstawiała wujka, który był pochowany właśnie na tym cmentarzu - opowiada.

Od tamtego czasu Łukasz Kazek skontaktował się z piętnastoma niemieckimi rodzinami, po których pamiątki pozostawione były na ziemiach polskich. Tylko jedna osoba nie chciała przyjąć ich z powrotem.

- To był żołnierz Wehrmachtu. Na stacji kolejowej w Walimiu, w dawnej toalecie odkryłem 120 listów z frontu wschodniego, do tego koło 300 zdjęć. Wysypały się spod stropu. Po trzech latach dotarłem do źródła. To była rodzina: zawiadowca stacji i jego dwóch synów. Pierwszy list można datować na rok 1939, 28 września, tuż po kapitulacji Warszawy, ostatni pochodzi z obrony Kostrzyna. Listy były adresowane do rodziców. Mężczyzny, który je napisał, szukałem trzy lata. Zadzwoniłem do niego. Nie wierzył, nie chciał rozmawiać. Pod wpływem desperacji zacząłem mu czytać fragment listu - tego w, którym pisał do matki, stacjonując pod Kurskiem. Dopiero wtedy mi uwierzył, ale twierdził, że absolutnie nie chce do tego wracać, dla niego to stanowi zamknięty rozdział. Dzisiaj wolałby żyć pełnią życia, a wtedy jego życie polegało na zabijaniu i bezwarunkowej wierze w działania Hitlera - opowiada Łukasz Kazek. - Obiecałem mu, że dopóki on nie odejdzie, nie opublikuję tych listów. Od tamtego czasu (a to już sześć lat) co roku przysyła mi bożonarodzeniową kartkę. Stąd wiem, że wciąż żyje.

Wszystko wraca. Historia również

Łukasz Kazek twierdzi jednak, że to wyjątkowa sytuacja. Większość osób, którym dzięki niemu powracają wspomnienia, jest szczęśliwa.

- Płacz, serdeczność, przytulanie. Zwykle takich reakcji się spodziewam. Ci ludzie mają do mnie pełne zaufanie. Mogę pytać o ich dawny stosunek do Hitlera i zawsze otrzymuję szczerą, wyczerpującą odpowiedź. A te listy powstawały często, kiedy ci mężczyźni mieli 14 lat i byli zafascynowani Hitlerem - twierdzi Kazek. - Ale są i takie, których autorzy pisali, że Hitler przynosi zło i cierpienie, a Niemcy będą zgubione. Wszyscy żałują tego, co się stało. Proszę zauważyć, historia powraca. Cała ta nienawiść, wysiedlenia, gwałty, to wszystko z biegiem czasu wróciło do nich.

95-letnia Ericka dostała od Kazka podręcznik dotyczący patologii ciąży. Książkę miał jej podarować narzeczony, z którym studiowała medycynę we Wrocławiu. Na pierwszej stronie umieszczona była imienna dedykacja (Ericka Willner, dziś Schrader, żyje i mieszka w Brunszwiku - przyp. red.). Łukasz Kazek i Ericka przyjaźnią się do tej pory.

Odnajdywanie skrytek nie jest łatwe. Poszukiwacze poniemieckich "skarbów" opierają się zwykle na strzępach informacji, które mogą doprowadzić do odkrycia ciekawej historii, mieszkających tu niegdyś ludzi. Niejednokrotnie problemem są nawet dane osobowe (wiele osób zmieniało nazwiska, co jeszcze bardziej utrudnia poszukiwania).

"Skarby" umieszczone w skrytkach często wiążą się z przykrymi przeżyciami.

- Te rzeczy pozostawiano w strachu, łzach, cierpieniu - wyjaśnia dalej Łukasz Kazek. - Większość listów znam na pamięć. Ci ludzie pisali o swoich przeczuciach, które niejednokrotnie na przestrzeni lat zmieniały się o 180 stopni. To są ciekawe historie, które warto poznać pod kątem obyczajów, kultury.

Jednym z aspektów kulturowych, na które Łukasz Kazek zwrócił uwagę w szczególności, była wiara. Napisy na nagrobkach znajdujących się na cmentarzach ewangelickich informowały o tym, kto kim był.

- Na nagrobkach znajduje się krótka charakterystyka i zawód - dodaje Kazek. - „Tu pochowany został kowal o dobrym sercu” albo „Tu pochowano zegarmistrza, dobrego w swoim fachu”. Na katolickich cmentarzach tego nie ma.

Łukasz Kazek realizuje się poprzez odkrywanie historii. Mówi, że robi to dla siebie, nie dla pieniędzy czy pozostawienia czegoś dla potomnych. Ma jednak pewną zasadę: nie spotyka się z hitlerowcami.

- Kiedyś ktoś mi dał do ręki niepublikowane zdjęcie Hitlera z 1936 roku. Był na tym zdjęciu wujek tego człowieka. Jedno zdjęcie było wyjątkowo mocne. Wujek pił koniak, a za nim na stosie paliły się ciała - opowiada Kazek. - Miałem wtedy nadzieję, że uda się znaleźć tego człowieka i doprowadzić do procesu, ale człowiek, który miał mi przekazać tę fotografię, wycofał się.

Niemcy potrafią przepraszać

Poszukiwacz "skarbów" zaznacza jednak, że utrwalanie w Polsce stereotypu okrutnych Niemców jest bardzo szkodliwe, tym bardziej, że Niemcy, w przeciwieństwie do przedstawicieli wielu innych narodów, potrafią przepraszać, a także zadośćuczynić swoim ofiarom.

Zdaniem Kazka stereotypów można by się pozbyć, gdyby dzisiaj młodzi ludzie mieli większe poczucie tożsamości oraz czuli potrzebę poznawania historii. - Tymczasem oni są przywiązani do Facebooka - twierdzi. - Ale wszystko wynosi się z domu. Ze wspólnych posiłków, wakacji, książek, rozmowy. Kościół prawie nie wychowuje. Wpływ na ludzi mają rodzinny dom, szkoła i ulica. Historia nie musi być nudna. Nudna jest tylko wtedy, kiedy bazuje na suchych faktach i datach. Jeżeli towarzyszą jej opowieści z życia, to historia staje się ciekawa. Lubię żyć przeszłością, można się wiele nauczyć i zobrazować teraźniejszość, wiele tematów powraca i dzięki wiedzy z historii można uniknąć wielu błędów. Nie wszyscy jednak potrafią wyciągnąć z tego wnioski, co widać dziś ewidentnie na przykładzie sytuacji na Ukrainie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto