Cukiernictwa pomysłodawczyni "Pajowni" nauczyła się w Stanach Zjednoczonych. Patrycja przewinęła się przez różne miejsca, ale w każdym znalazł ją paj.
- To było coś nowego i innego – wspomina Patrycja. - Stwierdziłam, że chcę się dowiedzieć więcej na ten temat. Złożyłam podanie do znanej cukierni w Stanach, która piecze tylko paje. Był to Four & Twenty Blackbirds w Nowym Jorku. Tam pracowałam przez rok i… zakochałam się w tym ciastku.
Patrycja „Pajownię” nazywa „cukiernio-piekarnio-kawiarnią”. Chociaż na razie kawę można brać tylko na wynos, ale w przyszłości wypijemy ją, siedząc przy stoliku.
- Docelowo chcemy się otwierać wcześniej – zapowiada. - Tak, aby wszyscy, którzy jadą rano do pracy, mieli miejsce, gdzie mogą złapać ciastko i kawę na wynos. Jesteśmy otwarci od 3 tygodni. Na razie potrzebujemy rąk do pracy. Większość rzeczy robię sama. Musimy się dobrze zorganizować i powiększyć trochę team. Wtedy spokojnie możemy ruszać z otwarciem od 7 rano.
Trzeba było poczekać
- Czy baliśmy się otwierać w momencie, kiedy szaleje koronawirus? Bardzo – przyznaje Patrycja. - Tylko że zaczęliśmy pracę nad lokalem w styczniu tego roku. Mieliśmy wstępnie otworzyć 14 marca. W Stanach Zjednoczonych jest wtedy Dzień Liczby Pi. Amerykanie zapisują daty odwrotnie niż u nas. Najpierw miesiąc, a potem dzień, czyli 3.14.
W języku angielskim pi oraz pie (ciasto, placek) wymawia się identycznie. Z tego powodu w Dniu Liczby Pi podawanymi daniami są pizza pie (placki pizzy), apple pie. Dlatego też Patrycja uznała, że byłby to idealny dzień na okazanie nowego miejsca na gastronomicznej mapie Rzeszowa. Nie udało się wyrobić z remontem, a dzień później zaczęła się w Polsce izolacja z powodu koronawirusa. Knajpy zamknięto.
- I tak lokal stał pusty. Gotowy do tego, żeby ruszyć – wspomina właścicielka.
Pomocna dłoń od… zaprzyjaźnionej kawiarni
- Stwierdziliśmy, że pandemia, pandemią, a ludzie i tak potrzebują ciastek. Może zrobimy coś dla innych, a inni dla nas? I tak funkcjonowaliśmy razem z Kawą Rzeszowską – opowiada Patrycja. - Robiliśmy wspólnie dowozy ciastek i kawy. Codziennie tworzyliśmy menu. Coś nowego, coś innego. I na następny dzień można było sobie zamówić. To dobrze działało i kiedy rząd pozwolił na działalność lokali z zamówieniami na wynos, otworzyliśmy. I to ruszyło. Ludzie przychodzili! Oczywiście staraliśmy się, żeby wszystko było jak najbardziej bezpiecznie i zgodnie ze wszystkimi zasadami.
Ale co to jest ten paj?
- Większość klientów pyta, co to za tarta! A ja tłumaczę, że to nie tarta, tylko paj. Przywołuję np. obrazki z amerykańskich filmów. I ludzie wychodzą z kawałkiem „na spróbowanie” – wspomina dziewczyna. - Paj to typowo amerykański wypiek. Różni się tym od tarty, że ma inne ciasto. Ciasto na paja przygotowuje się w inny sposób. Jest, moim zdaniem, trudniejsze do zrobienia - tak, aby było dobre. To coś pomiędzy ciastem francuskim, a ciastem kruchym. Ciężko to opisać, trzeba spróbować – zachęca Patrycja. – Ciasto jest lekko rozwarstwione. Nie jest słodkie, bardziej słone. Za to nadzienie jest słodkie. To się fajnie łączy, a ciasto jest idealnie wyważone, ani za bardzo ani za mało słodkie.
Patrycja tłumaczy, ze paje robi się na trzy sposoby: na zimno (z kremem w środku, owocem, bitą śmietaną), owocowo (zapieka się owoce, różne kombinacje owoców z kruszoną lub z większą ilością ciasta na górze), albo kremowo. Ciasto jest okrągłe i wokoło uformowane w „falbankę”.
Kawałek paja przy Dąbrowskiego 31 można kupić za 9 zł, a cały placek za 75 zł. Ale nie tylko pajem człowiek żyje! W gablocie są też inne ciasta z palety słodko-słonych smaków. W Pajowni można znaleźć m.in. quiche. W planach są inne cukiernicze niespodzianki inspirowane zachodem, ale to już słodka tajemnica Pajowni.
Rzeszowianka z pajem w sercu
- Chciałam mieć zawsze coś „swojego”. Nie byłam pewna czy za granicą, czy w Polsce. Ale tak się poukładało, że wróciłam do Rzeszowa. Stwierdziłam, że u nas nie ma paja, a ludzie mogą to polubić – przyznaje Patrycja. – W Pajowni mamy otwartą kuchnię i wchodząc do lokalu, wszystko widać. Chcę znać ludzi, którzy będą do nas wpadać, i chcę, żeby oni nas znali. Tego się nauczyłam, takiej otwartości. I myślę, że to jest fajne dla gościa, że wie, kim jest osoba, która piecze ciasto, które kupuje
– opowiada miłośnicza pajów.
ZOBACZ TEŻ: Co słychać u The Freeborn Brothers? Sprawdzamy, jak radzą sobie muzycy na izolacji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?