Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie musi być złota

Ewa WOZIŃSKA, Zdjęcia: Filip SPRINGER
Choć jest dopiero siódma rano, Henryk Dolata połowę codziennej pracy ma już za sobą. Kiedy przyjeżdżamy, przerzuca za pomocą podbieraka do plastikowych skrzyń wyłowione przed wschodem słońca ryby.

Choć jest dopiero siódma rano, Henryk Dolata połowę codziennej pracy ma już za sobą. Kiedy przyjeżdżamy, przerzuca za pomocą podbieraka do plastikowych skrzyń wyłowione przed wschodem słońca ryby.

Niewielka baza rybacka w Strykowie wciśnięta jest pomiędzy postkomunistyczny ośrodek wypoczynkowy i skrawek pola. Wyciągnięte na brzeg jeziora łodzie stoją obok tyczek, które, gdy minie pełnia, posłużą do łapania węgorzy.

Rybacki Oxford

Pan Henryk chciał być mechanikiem samochodowym, ale trafił do technikum w Sierakowie: -To był taki „Oxford” czy „Harvard” wśród szkół rybackich -żartuje. – Wystarczyło pokazać świadectwo, by dostać robotę. Jednak wśród kolegów z klasy, z którymi utrzymuję kontakt, jest nawet misjonarz w Kazachstanie, a nie ma ani jednego rybaka. Po zakończeniu nauki, Henryk Dolata trafił najpierw nad Gopło, a potem przeniósł się nad Jezioro Powidzkie. Pracę tam wspomina jako szczególnie męczącą: -Do łowiska trzeba było czasami wiosłować po osiem kilometrów. Ponieważ sieci rozstawia się po zmroku, a wyciąga przed świtem, latem zamiast wracać do bazy, nocowało się na polu, w stogach. W 1988 roku, w pięć lat po skończeniu szkoły, rybak przeniósł się do brygady Zakładu Rybacko – Wędkarskiego Polskiego Związku Wędkarskiego w Strykowie, gdzie otrzymał mieszkanie. W tamtych czasach największym pracodawcom był miejscowy PGR, dostawca ziół dla „Herbapolu”. Obecnie prywatni właściciele ziemi dookoła jeziora stawiają działki. To właśnie trafiające z nich nieczystości oraz kłusownictwo, sprawiają, że w wodzie jest coraz mniej ryb.

Rybak wędkarzowi bratem

Z powodu mrozów tegoroczne połowy zaczęły się dopiero w kwietniu, a ich rezultaty nie są na razie imponujące, ot kilkadziesiąt kilogramów ryb dziennie, najwięcej okoni. Sezon trwać będzie, dopóki nie spadnie śnieg, ale w lipcu i sierpniu, gdy nad jezioro przyjeżdża najwięcej wędkarzy, pan Henryk ustępuje im pola. Rybak sam sprzedaje większość tego co złowi, czasami oddaje część towaru do sklepu firmowego w Poznaniu. Jego klientami są okoliczne restauracje i odbiorcy indywidualni, wśród nich wielu... wędkarzy, którym wypad na ryby się nie udał, a chcą zaimponować rodzinom.

- Nie sprawdza się więc porzekadło, że jak świat światem rybak nigdy nie będzie wędkarzowi bratem – śmieje się pan Henryk.

Ludzie najchętniej kupują ryby jesienią i przed Gwiazdką, „martwy sezon” to styczeń.
W Jeziorze Strykowskim najwięcej jest sandaczy, oprócz tego pływają w nim szczupaki, okonie, płocie, węgorze, tołpygi i amury. Sporo jest również raków amerykańskich, na które trudno jednak znaleźć amatorów.

Niepewne jutro

Wypływamy na środek jeziora. Na szczęście dziś woda jest spokojna, ale niekiedy fale mają metr wysokości i nieźle łodzią rzuca. Pokazując zabytkowy pałacyk w oddali, pan Henryk zachwala zalety nowoczesnego sprzętu: -Deski w drewnianych łodziach rozchodziły się i na wiosnę, niczym szkutnik łatałem wszystkie dziury smołą, co było czasochłonne. Teraz mam plastikowy sprzęt i nowe, żyłkowe sieci, które nie zrywają się tak często jak stilonowe. Ale nadal przyszycie ciężarków i pływaków do każdej z nich zajmuje ponad dziewięć godzin. Prawdziwym zmartwieniem jest przyszłość rybołówstwa na jeziorach, dla którego zbyt dużą konkurencją są połowy morskie, hodowle w stawach i sprowadzanie ryb zza granicy. Technikum, do którego chodził Henryk Dolata ma być zamknięte, ponieważ absolwenci nie znajdują już pracy w zawodzie, niepewny jest los dwóch, pozostałych szkół rybackich pod Łodzią i w Miastku. Przestały być rentowne połowy podlodowe, w trakcie których sieć ciągnie kilkunastu mężczyzn, choć jednorazowo można złapać wówczas kilka ton ryb.

Do brzegu dobijamy przemarznięci. Tylko pan Henryk nie traci humoru, nawet kiedy opowiada o najskuteczniejszej ochronie sieci przed kłusownikami, jaką jest... ich pilnowanie z samochodu. W trakcie sezonu spędza w ten sposób większość nocy. Na zakończenie rozmowa schodzi na temat Unii Europejskiej.

- Tak, tak, jestem za, bo nawet ryb nie będę musiał łowić, wszystko przywiozą – gorzko żartuje rybak i zaraz dodaje – Nie chcę być jak ten Polak, który publicznie mówi, że jest na „tak”, a potem idzie i zakreśla „nie”. Tak naprawdę czuję się trochę niedoinformowany i nie wiem jeszcze jak będę głosował. Na pewno jednak pójdę na referendum.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto