Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nie godzą się na architektoniczny chaos w Rzeszowie. Krytykują urzędy i politykę Tadeusza Ferenca

Marcin Piecyk
Marcin Piecyk
W poniedziałek po raz pierwszy spotkała się grupa „Razem dla Rzeszowa”, by zaprotestować przeciwko „chaotycznemu rozwojowi miasta i nietrafionym inwestycjom". Pojawił się m.in. temat Res-Drobu, czy wieżowca, który miał powstać przy ul. Lewakowskiego. Jak do krytyki odnosi się miasto?

Nowa grupa to aż 11 stowarzyszeń społecznych i ruchów mieszkańców z całego miasta. Porozumienie między sobą zawiązali członkowie:

  • Ruchu Społecznego Mieszkańcy Nowego Miasta,
  • Stowarzyszenia Mieszkańców Budziwój - Biała,
  • Stowarzyszenia Nasz Czysty i Zdrowy Rzeszów,
  • Stowarzyszenia Świadomy obywatel Rzeszowa,
  • Stowarzyszenia Mieszkańcy Zielonego Wzgórza,
  • Ruchu Społecznego Zielony Zimowit,
  • Stowarzyszenia Spacerówka,
  • Ruchu Społecznego Mieszkańców Dzielnicy Śródmieście,
  • Stowarzyszenia Zielone Osiedle Grabskiego,
  • Stowarzyszenia Zielone Płuca Osiedla Przybyszówka,
  • Ruchu Społecznego Mieszkańców Osiedla Budziwój.

"Agresywna, ale przede wszystkim chaotyczna urbanizacja, brak podmiotowego traktowania mieszkańców oraz ignorowanie problemów, skrajnie preferencyjne traktowanie określonych, nielicznych grup interesu, archaiczny styl zarządzania instytucjami miasta, to tylko niektóre przykłady. Dostrzegamy problemy, które powodują, że mamy dziś do czynienia raczej z karykaturą rozwoju, niż z dynamicznym i innowacyjnym, ale także organicznym budowaniem Rzeszowa przyszłości" – czytamy w manifeście grupy Razem dla Rzeszowa.

Powodzie winą kiepskiej gospodarki wodnej?

Na spotkaniu uczestnicy przedstawiali sprawy, które są dla nich w tym momencie najważniejsze. Jednym z najbardziej aktualnych problemów były podtopienia z końca czerwca. W tej kwestii wypowiedzieli się mieszkańcy os. Budziwój.

- Byliśmy zapewniani, przedstawiane nam były dokumenty, że są to tereny niezalewowe. Niestety, 22 czerwca były potężne ulewy i padliśmy ofiarą zalania. Od tamtego czasu nie mieszkamy u siebie, bo nie jesteśmy w stanie tam normalnie funkcjonować, dalej trwają prace osuszające i remontowe.

– opowiadał Mateusz Lampart, mieszkaniec domu przy ul. Herbowej.

I dodał, że mieszkańcy tej ulicy podpisali się pod petycją skierowaną do Urzędu Miasta, która mówiła o konieczności przeprowadzenia inspekcji kanalizacji. Mężczyzna opisywał, że jeszcze przed zalaniem, studzienki „wybijały niczym gejzery”. Jak powiedział, pismo zostało wysłane do prezydenta 29 czerwca, odpowiedzi nie ma do dzisiaj. Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z Urzędem Miasta Rzeszowa.

- Gdyby nie kanalizacja, którą zrobiliśmy na Budziwoju za 100 mln zł, to podczas tej powodzi całe osiedle pływałoby w wodzie. Przy takim natężeniu opadów, które były do tej pory, żadna kanalizacja na świecie nie wytrzyma. Co do pisma, na pewno mieszkańcy dostaną odpowiedź, taki jest nasz obowiązek, żeby się przyjrzeć sprawie - tłumaczy Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta Rzeszowa.

Res-Drob: temat powraca

Do „Razem dla Rzeszowa” dołączyli również członkowie stowarzyszenia Nasz Czysty i Zdrowy Rzeszów. Ich celem jest pomoc mieszkańcom os. Tysiąclecia, którzy od lat walczą z problem Rzeszowskich Zakładów Drobiarskich Res-Drob. Osoby mieszkające blisko zakładu skarżą się na dobywający się stamtąd smród, nocne hałasy, zanieczyszczenie środowiska.

- Nasza codzienność polega na nieustannym znoszeniu zanieczyszczonego powietrza, ponadnormatywnego hałasu i ciągłych odorów wydobywających się z ubojni. Inwestor uważa, że negatywne oddziaływanie kończy się na granicy działki. Niestety, zanieczyszczone powietrze, hałas i smród takich granic nie znają

– opowiadała Dominika Mróz-Toton, wiceprezes stowarzyszenia Nasz Czysty i Zdrowy Rzeszów

Jednocześnie podkreślała, że nie byłoby tej sytuacji, gdyby nie bierność rzeszowskich urzędów. Twierdzi, że tani drób jest produkowany kosztem mieszkańców. Co na to miasto?

- Cofnęliśmy pozwolenia, cały czas były kontrole, z resztą namawialiśmy właścicieli, aby przenieśli swój zakład poza tereny miasta. Sprawa w końcu trafiła do sądu. Ze swojej strony zrobiliśmy wszystko co mogliśmy - wyjaśnia Chłodnicki.

Mieszkańcy nie chcą wieżowców przy Lewakowskiego

Na poniedziałkowym spotkaniu pojawili się m.in. reprezentanci mieszkańców ul. Lewakowskiego. Rok temu miały tam miejsce protesty przeciw budowie 60-metrowego wieżowca tuż przy innych blokach. Padały argumenty o zasłonięciu przez wysoki wieżowiec niższych bloków, o zbyt małej odległości pomiędzy budynkami. Cała sprawa dotyczyła tego, że miasto wydało deweloperowi decyzję o warunkach zabudowy małej działki. Jednak jak tłumaczy Maciej Chłodnicki, tak naprawdę "wuzetka" nic jeszcze nie znaczy.

- Po "wuztkę" może podejść każdy do wydziału architektury i spytać się, czy na jakimś placu można coś wybudować. Nie ważne, czy ma ziemię czy nie. Przy Lewakowskiego nic więcej się nie dzieje

- mówi rzecznik prezydenta Rzeszowa.

Dodaje również, że miasto jest zobowiązane do wydawania takich decyzji. W innym wypadku może zostać zaskarżone za łamanie przepisów, czy nawet narażanie dewelopera na straty finansowe.

Na spotkaniu padły również przykłady innych inwestycji, które według mieszkańców będą miały zły wpływ na jakość życia w ich okolicy. W tym kontekście wymieniano m.inwestycję Olszynki Park, czy zabudowie wzgórza przy ul. Spacerowej na os. Zalesie.


Burza na Podkarpaciu. Woda w okolicach drogi Rzeszów – Domaradz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na rzeszow.naszemiasto.pl Nasze Miasto