Podróż rozpoczął 29 kwietnia, a zakończył 9 maja. Podczas przejazdu Kuba musiał prosić o pomoc w okolicznych domach, bo w Polsce nie ma publicznych punktów do ładowania sprzętu elekro mobilnego.
- W zamian za prąd pomagałem w codziennych czynnościach, np. naprawiałem Ursusa - wspomina. Ugościli mnie też strażacy. Tak naprawdę nikt nie odmówił mi gniazdka przez 11 dni podróży. Dostawałem też coś do zjedzenia
.
Zobacz też: YUUKI - rockowa wokalistka pochodząca z Bieszczad
Podróżował w dzień, a w nocy spał u znajomych. Ale nie zawsze. Dwie noce spędził na hamaku w lesie, gdy popsuł mi się sprzęt. Pomógł pan Czesław, który pospawał elementy.
Choć jazda na desce wydaje się łatwa i prosta, w rzeczywistości jest nieco inaczej. - Fizycznie było to obciążające. Dwa ostatnie dni były najtrudniejsze, ale wszystko się udało - cieszy się Kuba. - To w końcu 7 godzin stania.
Cała podróż kosztowało go 250 złotych.
Zobacz też: W co przebierali się studenci na rzeszowskich Juwenaliach 2019?
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?