Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kolejny dzień walk na Ukrainie. W Polsce jest już ponad 700 tysięcy uchodźców [ZDJĘCIA]

Monika Sroczyńska
Monika Sroczyńska
Maria i Ludmiła pomagają swoim rodakom przy granicy w Medyce. Pochodzą z Żytomierza, mieszkały i pracowały w Kijowie. Poznały się na granicy. Nie wiedzą jaki bedzie ich dalszy los.
Maria i Ludmiła pomagają swoim rodakom przy granicy w Medyce. Pochodzą z Żytomierza, mieszkały i pracowały w Kijowie. Poznały się na granicy. Nie wiedzą jaki bedzie ich dalszy los. Krzysztof Kapica
Do Polski w przeciągu ośmiu ostatnich dni przybyło ponad 700 tysięcy uchodźców z Ukrainy. Każdy człowiek to inna historia, każda trudna, bo naznaczona brutalnością wojny i zniszczenia. Odwiedziliśmy uchodźców w Medyce i Korczowej.

Kiedy ich ojcowie, synowie i mężowie toczą nierówny bój z Rosją o wolność i niepodległość Ukrainy, matki, żony i ich dzieci uciekają przed widmem wojny. Uciekają też osoby starsze, które niosą ze sobą czworonożnych przyjaciół. Każdy chce żyć i każdy też chciałby wrócić do wolnej Ukrainy.

Teraz szukają schronienia przed wojną. Wojną, której nie chcieli, a która odebrała im spokój i ciepło domowego ogniska. Wojną, która niesie spustoszenie i niszczy ich kraj. Uciekają przed brutalną agresją wroga, która rozdzieliła rodziny, zabrała dzieciom ojców, żonom mężów, matkom synów.

W piątek na granicy Polski z Ukrainą mnóstwo młodych matek z dziećmi i osób starszych. Starsi oczekują na pomoc i transport na dalszą drogę. Młodsze osoby przyłączają się do wolontariuszy na granicy. Chcą czuć się potrzebne, bo nie znają tu nikogo i nie wiedzą dokąd pójść.

W takiej sytuacji jest pani Andżelika ze swoją dziesięcioletnią córką Anastazją, które uciekły z Doniecka. Pomagają i nie chcą jechać dalej, bo nie wiedzą dokąd. Nie znają w Polsce nikogo, nie mają tu rodziny. Dziesięcioletnia Anastazja każdą pojawiającą się przy niej osobą chce się zaopiekować, pyta czy czegoś nie potrzebuje. To daje im siłę w bezsilności z jaką muszą się teraz mierzyć.

W podobnej sytuacji są Maria i Ludmiłą, dwie młode mieszkanki Kijowa, pochodzące z Żytomierza. Tu razem wspierają swoich rodaków. Choć przyjechały z tych samych stron poznały się dopiero na polskiej granicy.

Maria, bardzo dobrze posługuje się językiem polskim. Udziela się m.in. jako tłumaczka. Jej rodzice są z pochodzenia Polakami. Zostali w Żytomierzu.

- Tata ma blisko osiemdziesiąt lat. Nie chciał zostawić domu, mama została razem z nim i bratem - mówi z trudem i łzami w oczach Maria.

Pozostaje z nimi w kontakcie, choć cały czas się stresuje. Pokazuje mi zdjęcia, które jej przysyłają. W Żytomierzu Rosjanie zniszczyli szkołę i wysokie budynki mieszkalne. Jest wiele ofiar. Maria uciekła z siostrą, która ma małe dzieci. Oni trafili do znajomych w Częstochowie, ona została na granicy.

- Będę tu pomagać tak długo na ile mi pozwolą. Później pojadę dalej - mówi Maria.

Ludmiłą do Polski przyjechała z mamą i siostrą, podobnie jak Andżelika i Anastazja, nie znają tu nikogo. Pomaga jako wolontariuszka, też nie wie jak długo będą mogły zostać na granicy, czekają na decyzje osób koordynujących transport w głąb Polski.

Zarówno Maria, jak i Ludmiłą to młode niezależne kobiety, które wyjechały ze swoich domów by żyć i pracować w stolicy Kijowa. Dziś nie mają się gdzie podziać, podobnie jak wielu ich rodaków, zostawiły wszystko co miały, dom, pracę, rodzinę i szukają schronienia u obcych ludzi. To nie są osoby, który jadą na zachód po jałmużnę, to ofiary niesprawiedliwej i nierównej wojny, którą najeźdźca z Rosji im zgotował.

Niezwykła jest tez postawa naszych rodaków, którzy na każdym kroku pomagają przybywającym z Ukrainy uchodźcom. Tu nikt nie zostaje bez pomocy, każdy może czuć się zaopiekowany. Ludzie się mocno integrują, budują więzi. Jest ogromna życzliwość, z każdej strony.

Mieszkańcy Ukrainy nie kryją wdzięczności.

- Wszyscy tu są tacy dobrzy, tak życzliwi. Dziękujemy Wam za to – mówi wzruszona pani Galina z Charkowa, która na granicy w Medyce czeka razem z córką Ludmiłą na przyjazd krewnych. Przed nimi jeszcze daleka droga, pojadą pod granicę polsko - niemiecką.

Za troskę dziękują także starsi mieszkańcy Zaporoża, którzy grupą przyjechali do Polski. Wszyscy troszczą się o Kariego. Czworonożny Kari to pupil wszystkich, właściwie nie wiadomo do kogo należy, bo co chwilę jest w innych ramionach, żeby się nie stresował. Grupa z Zaporoża cały czas trzyma się razem, czekają na transport, który ma dotrzeć po nich z Warszawy. Starają się nie okazywać stresu, widać, że są mocno zmęczeni. Mimo to cały czas starają się uśmiechać i nawzajem podtrzymywać na duchu.

Spotykamy też wolontariuszy, którzy praktycznie niosą na swoich ramionach starszego mężczyznę, który do granicy dotarł razem ze swoją rodziną i kolejnym pupilem rodziny. Labrador dotrzymuje im kroku, ale mężczyźnie nogi odmówiły posłuszeństwa. Wolontariusze wsadzają go do samochodu, by zawieźć go do miejsca, gdzie będzie mógł odpocząć i zregenerować siły.

Na przejściu granicznym w Korczowej spotykamy głównie matki i dzieci. Tych, które nauczyły się dopiero chodzić jest najwięcej. Grupami przepuszczani są na Polską granicę. Ruch odbywa się sprawnie, gorzej jest po stronie ukraińskiej. Spod przejścia zabierani są autobusami w dalszą drogę. Autobusy podjeżdżają jeden za drugim, ale tu też płyną kolejne łzy. To łzy żalu, smutku za utraconym, ale też łzy wzruszenia. Ludzie mogą poczuć się tu bezpiecznie i odetchnąć z ulgą, że nic złego im już nie grozi.

Oksana z Kijowa nie potrafi ukryć łez. Same płyną jej po policzkach. Obok niej dziewięcioletnia córka i mały York. Są już w Polsce, teraz pojadą do znajomych w Warszawie. Mimo wszystko, smutek i żal rozdzierają serce Oksany. Kiedy ją proszę uśmiecha się do zdjęcia przez łzy. Wierzy, że wrócą do domu.

Takich historii są setki tysięcy, kolejne idą zza wschodniej granicy. Każda jest inna, ale łączy je dziś jedno: każda z tych osób porzuciła swoje dotychczasowe, bezpieczne życie. Dziś zaczynają nowe, tymczasowe, które nie wiemy jaki będzie miało finał. Bądźmy solidarni i otwarci. Przybywający do nas mieszkańcy Ukrainy to nasi bracia, którzy potrzebują teraz szczególnego wsparcia, zwykłej życzliwości i ludzkiej dobroci. Nie bądźmy obojętni, pomagajmy jak potrafimy najlepiej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Kolejny dzień walk na Ukrainie. W Polsce jest już ponad 700 tysięcy uchodźców [ZDJĘCIA] - Nowiny

Wróć na rzeszow.naszemiasto.pl Nasze Miasto