Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Katarzyna Bosacka: "Mam obsesję na punkcie polskiej kuchni" [ROZMOWA NaM]

AG
Katarzyna Bosacka
Katarzyna Bosacka Materiały TVN/xnews.pl
Szuka mięsa w parówkach, zakwasu w chlebie i soku w napojach owocowych. Z Katarzyną Bosacką, prowadzącą program "Wiem, co jem i wiem, co kupuję", rozmawialiśmy o grzechach żywieniowych Polaków, polityce prorodzinnej i... Kubusiu Puchatku.

**Zobacz też:

Marta Dymek: Każdy piknik można zmienić w wegańskie niebo [Rozmowa NaM]

**

Wszyscy znają ją jako "panią od zdrowej żywności". Od ponad pięciu lat mówi Polakom w telewizji, co powinni jeść i czego nie warto kupować. Prywatnie matka czworga dzieci i szczęśliwa żona ambasadora RP w Kanadzie, Marcina Bosackiego. Znajomi mówią o niej "cyborg", sama twierdzi, że jest "sąsiadką z naprzeciwka".

„Wiem, co jem i wiem, co kupuję” to program, który często odsłania gorzką prawdę o produktach. Dostała Pani kiedyś pogróżki?

Nie, ale moją ekipę wyrzucono z pierwszego supermarketu, w którym kręciliśmy program. Dlaczego? Okazuje się, że dzwoniły wielkie koncerny, które mówiły, że nie życzą sobie, aby mówić źle o ich żywności. Było sporo skarg i zażaleń zgłaszanych do wydawcy. Jednak nigdy nie musieliśmy przepraszać za jakiś błąd merytoryczny. Owszem, czujemy nacisk reklamodawców, ale producenci chyba się już do nas przyzwyczaili.

Widzowie na pewno. Ludzie na ulicy podchodzą do Pani z sympatią czy raczej spojrzeniem - „to ta maniaczka od zdrowej żywności”?

Ludzie po prostu mnie lubią i podchodzą do mnie z sympatią. Kiedyś byłam z rodziną na meczu, jedna z pań podeszła do mnie w toalecie i zapytała: „pani Bosacka?”, odpowiedziałam: „tak”, na co ona: „czy mogę się do pani przytulić?”. Nie wiedziałam co myśleć, byłam w ósmym miesiącu ciąży, ale powiedziałam: „proszę bardzo”. Kobieta przytuliła się, powiedziała „dziękuję” i poszła. Chyba dla innych jestem taką sąsiadką z naprzeciwka. Bardzo to cenię. To też część mojej pracy.

Podobno dobrze się z Panią pracuje.

Jedne gwiazdy kapryszą, inne są opryskliwe, a ja przychodzę do pracy i zasuwam, bo chcę jak najszybciej wyjść. Ludzie uwielbiają ze mną współpracować, bo wtedy pracuje się po prostu krótko. Ja nie chodzę na papierosa czy pogaduszki. Ja mam dzieci, muszę wrócić do domu. Praca w telewizji nauczyła mnie, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wszystko da się zrobić. Połączyć życie prywatne z zawodowym też.

Znajomi mówią o Pani - „cyborg”. Szybko Pani mówi, pracuje i żyje. Odnajduje się Pani w tym wszystkim?

Pan Bóg obdarzył mnie niespożytą energią. Mam jej bardzo dużo. Gdzieś muszę ją wyładować. Jestem typem nieustanie krzątającym się. Lubię pracować. Poza tym ze swojej pasji uczyniłam zawód, a to najlepsze, co może się zdarzyć w życiu. W robocie się nie nudzisz, cały czas się rozwijasz i sprawia Ci to przyjemność, a jeszcze płacą Ci za to grubą kasę. To idealne życie.

Jaka prywatnie jest idealna Katarzyna Bosacka?

Ja po prostu jestem normalna. Mam swoją rodzinę. Zawsze mówię, że to ona jest dla mnie najważniejsza. Jestem matką karmiącą. Godzinami siedzę w sklepach, a potem w kuchni, bo gotuję dla mojej wielkiej rodziny. Jestem w tym autentyczna. Pewnie dlatego ludzie nie boją się do mnie podchodzić, zaczepiać na ulicy. Zresztą ja konsekwentnie buduję swój wizerunek. Nie mam czasu na głupoty.

Udział w talent show odpada?

Tak. Chyba, że byłbo to show kulinarne. Jeśli miałabym zasiadać w jury „Tańca z gwiazdami”, to mówię stanowczo nie, a jeśli miałabym wystąpić, to tylko w parze z profesor Zdrówko.

Nie tylko talent show jest w Polsce popularne. Bycie eko także, ale Pani nie zmusza Polaków do kupowania wyłącznie produktów ekologicznych?

Nie mam sumienia przeciętnej polskiej rodzinie mówić: „jedzcie tylko eko”. Taka żywność jest nieporównywalnie droższa. Zupełnie tego nie rozumiem. Oczywiście jest ona smaczniejsza, ma mniej dodatków chemicznych, ale jej ceny… Jest jeszcze za wcześnie, żeby z czystym sumieniem spojrzeć Polakowi w portfel i powiedzieć: „musisz jeść eko”.

Szczyty popularności zyskuje też dieta bezglutenowa.

Szanuję ludzi chorych na celiakię, ale to jest około 1% naszego społeczeństwa. Nie rozumiem, czemu reszta ma być katowana dietą bezglutenową, zwłaszcza, że te produkty często są złej jakości. Nie rozumiem też, dlaczego osoby stosujące tę dietę są pokazywane jako okazy zdrowia. To są ciężko chorzy ludzie, pod stałą kontrolą lekarza, mają niedobory witamin i minerałów… Nie jestem w stanie zaakceptować tego trendu.

Jaki jest największy grzech żywieniowy Polaków?

Cukier. Mamy tendencję do słodzenia wszystkiego: zupy pomidorowej, mizerii, kawy, herbaty. Oprócz tego w każdym produkcie jest tzw. ukryty cukier. Tego jest ogromna ilość, wystarczy przeczytać etykietę. Z cukrem u Polaków jest jak z miodem u Kubusia Puchatka - „im bardziej lubię miód, tym bardziej lubię miód”, czyli im więcej jem cukru, tym bardziej mam na niego ochotę.

A potem same problemy. W Polsce co trzecia osoba ma nadwagę. Jak zachęcić przeciętnego Kowalskiego do wzięcia się za siebie?

Życie zmusza. Są sytuacje, kiedy nadwaga zaczyna nam przeszkadzać: pocimy się, mamy kłopoty z kolanami, mroczki przed oczami. Wtedy trzeba iść do lekarza i zrobić badania. Jeśli się okaże, że stoimy na granicy nadciśnienia, cukrzycy czy innych chorób, to wtedy zrozumiemy, że musimy schudnąć.

A wtedy jakaś dieta cud?

Nie ma diety cud. Trzeba jeść mało i regularnie, pięć razy dziennie w odstępach trzygodzinnych.

Gdyby to było takie proste większość z nas chodziłaby po wybiegach, my jednak wolimy jeść…

Mamy dobrą kuchnię, coraz lepsze jedzenie w sklepach i restauracjach. Lubimy jeść i biesiadować. Mamy święta, imieniny, grille, wszystko kręci się wokół stołu. To jest fajne, bo jesteśmy otwarci i towarzyscy. Ja sama uwielbiam jeść, gotować, biesiadować. Jedzenie to jest mój świat, oczywiście poza rodziną.

Rodzinę ma Pani sporą. Zajście w kolejną ciążę w wieku 40 lat to prawdziwa odwaga. W końcu w Polsce nie jest łatwo. Jakby mogła Pani zmienić jedną rzecz w polityce prorodzinnej to, co by to było?

W Polsce trzeba wprowadzić politykę prorodzinną. Powinna polegać ona na tym, że małżeństwa, które mają kiepską sytuację finansową, chcą mieć dzieci. Mówiąc prościej – opłaca im się to, bo dostają zasiłki macierzyńskie i tacierzyńskie, a nie tylko becikowe, czy Kartę Dużej Rodziny. Jeśli takiej pomocy ze strony rządu nie ma, to ludzie nie będą mieć dzieci. Ważna jest też osłona kobiet po urlopie macierzyńskim. One nie mogą bać się odchodzić z pracy, bo nikt ich z powrotem nie przyjmie. W Polsce to duży problem.

Pani jednak zdecydowała się na czwórkę pociech. Jakie zasady żywienia chciałaby Pani wpoić własnym dzieciom?

U nas w domu nie ma reżimu żywieniowego. Uważam, że każdy fundamentalizm jest zły. Nie można dziecku całkowicie zakazać słodyczy czy innych niezdrowych produktów. U nas na co dzień ich nie ma, bo staramy się nie kupować słodyczy, ale od czasu do czasu pojawiają się oczywiście niezdrowe rzeczy, nawet chipsy. Wbrew pozorom to nie tylko śruta i borówki.

Razem ze swoim mężem i dziećmi mieszka Pani w Kanadzie. Da się porównać nawyki żywieniowe Europejczyka i Kanadyjczyka?

Oni mają gorsze nawyki żywieniowe niż my. Jedzą dużo więcej przetworzonej żywności i nie mają o niej zielonego pojęcia. Człowiek czytający etykiety w sklepie nie istnieje. Jedzenie jest dużo gorszej jakości niż w Polsce. W naszym kraju jest coraz lepiej. Nawet producenci żywności się starają, by to, co stworzą, było zdrowe, a przez to atrakcyjne dla klienta.

Polskie jedzenie wygrywa?

Mam obsesję na punkcie polskiej kuchni. Widzę, jak można ją zmieniać, podawać w wyrafinowany sposób. Nie mówię o mistrzach jak Amaro czy Okrasa, ale o zwykłych ludziach, którzy mogą zrobić tradycyjne polskie danie w wersji eleganckiej.

Jakie polskie dania mogłyby podbić serca obcokrajowców?

Mamy znakomite zupy. Nic dziwnego, w końcu jemy ich najwięcej na świecie. Zupy sezonowe: latem - chłodniki, jesienią grzybowe i dyniowe, zimą - barszcze, kapuśniaki, a wiosną zupy z młodych warzyw. Z dobrą polską kuchnią kojarzone są też pierogi. Śledź jest wciąż nieodkryty przez obcokrajowców, bo wydaje się nieciekawie pachnącą i smakującą rybą, a dobry śledź potrafi rzucić na kolana, trzeba tylko wiedzieć, jak go przyrządzić.

Rozmawiała: Agnieszka Gałczyńska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto