Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dara spełnił w Rzeszowie swoje marzenia. "Przez pierwsze 2-3 lata pracowałem po 18 godzin dziennie"

Arkadiusz Rogowski
Arkadiusz Rogowski
Barbara Galas
Barbara Galas
Dara w jednym ze swoich lokali
Dara w jednym ze swoich lokali Barbara Galas
O właścicielu najbardziej znanego kebabu w Rzeszowie można usłyszeć różne legendy. Niektóre z nich są nawet prawdziwe, ale niewiele osób miało okazję poznać Darę Nezira takim, jakim jest naprawdę. A pozory mylą…

35-letni dziś Dara jest z pochodzenia Kurdem. Pochodzi z biednej rodziny ze wschodu Turcji, a dokładnie z leżącej przy granicy z Syrią i Irakiem Mezopotamii. Jest najmłodszym dzieckiem spośród trzech braci i trzech sióstr.

Jego pochodzenie odegrało w jego życiu kluczową rolę, bo jak sam przyznaje urodził się i wychował w regionie, gdzie ludzie jedzą najwięcej mięsa. - Nawet na śniadanie. A jeśli na obiad i na kolację nie ma mięsa, to się nie liczy jako obiad czy kolacja. Po prostu musi być mięso – mówi Dara. - Jak przychodzi do ciebie gość, to czymkolwiek go poczęstujesz – sałatką czy deserem – musi być w tym mięso. Bo jak nie ma mięsa, to gość jest niezadowolony – opowiada „Nowinom”.

Dara spełnił w Rzeszowie swoje marzenia.

Decyzja życia

W Turcji nasz bohater studiował i pracował jako kelner i kucharz w mieście Mugla, w pobliżu tamtejszego Morza Martwego. – To właśnie tam są najpiękniejsze plaże w Turcji – podkreśla. Tam też po raz pierwszy w swoim życiu poznał Polaków.

– Byli bardzo pozytywni i mili. Nauczyli mnie kilku słów po polsku, na przykład „zupa z trupa” – śmieje się Dara. – Dlatego też gdy mogłem skorzystać z programu wymiany studenckiej Erasmus i miałem do wyboru kilka krajów, to wybrałem Polskę. Wszyscy pytali, ale po co tam? Przecież wszyscy jadą do Belgii, Niemiec czy Wielkiej Brytanii! To było 15 lat temu i wiedza o Polsce w Turcji była jeszcze znikoma – zaznacza.

Dzięki Erasmusowi trafił na Uniwersytet Rzeszowski, gdzie kontynuował studia na kierunku wychowanie fizyczne. Nie znał wówczas ani języka polskiego, ani angielskiego. – Znałem może 10 czy 15 polskich słów, a z angielskiego jakieś 20-30 zdań. Studiowałem po angielsku, choć w wychowaniu fizycznym nie jest to jakoś szczególnie ważne. W Rzeszowie najpierw nauczyłem się angielskiego, a później polskiego – na ulicy i w pracy, gdzie jest kontakt z ludźmi.

W Rzeszowie planował spędzić pół roku, ale szybko poczuł się w stolicy Podkarpacia jak u siebie. – Czułem się tutaj doceniony, wykładowcy traktowali mnie jak przyjaciela, i tak się zaczęła moja miłość do Polski i polskiej kultury, za co chciałbym tym wszystkim ludziom bardzo podziękować – mówi zadowolony.

Już wtedy - będąc studentem Uniwersytetu - postanowił zostać w Rzeszowie na dłużej. Początkowo chciał być nauczycielem WF-u. I został nim, ale po skończeniu studiów z uczniami pracował tylko przez… tydzień, w Szkole Podstawowej nr 9 w Rzeszowie. – I w zasadzie od razu podziękowałem – śmieje się Dara. Jak nietrudno się domyśleć, postanowił zmienić profesję.

Marzenia i biznes

To wtedy właśnie – pod koniec studiów - zdecydował ostatecznie o założeniu własnego lokalu z kebabem. Wcześniej zauważył, że w Rzeszowie nie ma dobrych kebabów, nawet w lokalach prowadzonych przez jego rodaków.

- Widziałem, że oni robią te kebaby naprawdę niedobre, więc pytałem ich dlaczego robią to tak bez serca. Odpowiadali, że ludzie i tak nie wiedzą, co jest w środku, więc i tak kupią – opowiada.

Ale decyzja o uruchomieniu biznesu z kebabem miała jeszcze inną, ważniejszą przyczynę. - Zdawałem sobie sprawę, że z pensji nauczyciela nie będę mógł pomóc ani rodzinie, ani też biednym dzieciom, a ja zawsze chciałem pomagać sierotom na całym świecie, nieważne z jakiego są kraju, jakiej są religii czy koloru skóry. Marzyłem o tym, żeby żaden dzieciak nie był głodny. Dlatego zacząłem myśleć, co innego można robić, żeby te marzenia spełnić. I gdy zdałem sobie sprawę, że w Rzeszowie nie robią dobrych kebabów, to zdecydowałem, że wejdę w ten biznes. To było pod koniec moich studiów na Uniwersytecie – tłumaczy swoje życiowe decyzje i marzenia Dara.

Swój pierwszy lokal z kebabem otworzył na rzeszowskim Rynku. - Sam układałem płytki, sam malowałem ściany, a pierwsze meble kupiłem używane – opowiada o początkach biznesu, który nazwał swoim imieniem.

22-letni wówczas Dara nie miał wielu oszczędności, więc znalazł wspólnika. Część pieniędzy i tak musiał pożyczyć od rodziców. – Nie byli zachwyceni moim pomysłem, bo zawsze patrzyli na mnie jak na dziecko. Ale sprzedali kilka krów i wysłali mi jakieś pieniądze – śmieje się nasz rozmówca. – Oni zawsze chcieli, żebym pracował jako urzędnik, bo taka praca daje w Turcji jakąś stabilność. Poza tym mówili mi, że nie znam ani języka ani kultury polskiej. Ale ja już byłem zdecydowany! – podkreśla.

„Do Dary na kebsa”

Na podpisanie pierwszej umowy na wynajem lokalu Dara poszedł z… nauczycielami wychowania fizycznego, których poznał na studiach na Uniwersytecie. – Wtedy prawie w ogóle nie znałem języka polskiego, więc chciałem, żeby się za mnie trochę potargowali, bo wiecie, Turcy lubią się targować. Wszystko poszło ok, a kontakt z tymi nauczycielami mam do dzisiaj – wspomina Dara.

Podkreśla, że gdy już uruchomił swój lokal, przez pierwsze 2-3 lata pracował po 18 godzin dziennie: – Łącznie z sobotami i niedzielami, bo wtedy jest największy ruch. Przez ten czas nie miałem nawet jednego wolnego dnia. W dzień biegałem po zakupy i za papierami, a po południu przychodziłem do lokalu, gdzie pracowałem do godz. 2 w nocy, albo czasami nawet i do 5 rano. Tak wyglądało wtedy moje życie.

Dara spełnił w Rzeszowie swoje marzenia.

Dara nie miał pieniędzy na reklamę czy ulotki, ale po spróbowaniu jego kebabu ludzie nie tylko po niego wracali, ale polecali go też swoim znajomym. „Do Dary na kebsa” – tak właśnie brzmi najlepsza, a zarazem bezpłatna reklama w Rzeszowie. Lokal w Rynku pękał wieczorami w szwach i tak jest zresztą do dzisiaj.

– Tak szczerze mówiąc, od początku byłem pewny, że mi się uda. Wkładałem w to przecież całe serce i byłem w tym uczciwy. A jeśli coś jest robione z sercem, to jest doceniane przez ludzi. Byłem też cierpliwy i miałem chęć do pracy – mówi szczerze 35-latek.

„Wszystko musi się zgadzać”

Takiego rozmówcy nie możemy nie zapytać o przepis na świetny kebab. – Po pierwsze mięso, po drugie surówka, a po trzecie pracownicy – odpowiada. - Bo niedobry pracownik nie zrobi dobrego kebaba nawet z dobrych składników. Wszystko musi się zgadzać i wszystko musi być też świeże – surówka, sosy i mięso. Jeżeli lokal nie jest czysty, jeśli nie ma fajnej atmosfery, to już nie jesteś zadowolony – dodaje.

Większość jego pracowników to Turcy, bo w gorącej temperaturze Polacy długo nie wytrzymują. – W lecie na zewnątrz jest 30-35 stopni, a „na bazie” koło grilla powyżej 55 stopni. Dlatego Polacy pracują u mnie raczej na kuchni, jako kierowcy czy kierownicy – tłumaczy Dara.

Jego firmowy kebab powstaje na bazie przepisów pochodzących z jego rodzinnego regionu. Jest jednak robiony ze składników, w tym mięsa, z Polski, a jedynie kilka przypraw pochodzi z zagranicy, w tym oczywiście z Turcji.

- Rzeszów jest nazywany „stolicą kebabów”, ale nie każdy wie, że w całej Polsce najtańszy kebab jest właśnie w tym mieście. Bo tutaj ludzie zarabiają mniej niż w Warszawie, Krakowie czy w Katowicach i nikt nie może jakoś bardzo podnieść cen – tłumaczy Dara. Faktem jest, że od co najmniej kilku lat kebaby rozchodzą się w stolicy Podkarpacia jak świeże bułeczki.

Porsche, kobiety i alkohol

Dzisiaj Dara jest bogatym człowiekiem i wcale tego nie ukrywa. W Rzeszowie od kilku lat słyszy się, że „jeździ porszakiem”, czyli ekskluzywnym Porsche. To akurat nie żadna legenda, tylko prawda. – Przez parę lat jeździłem Golfem, ale zawsze marzyłem o Porsche, bo stawiam na jakość. I przyszła taka chwila, że mogłem to marzenie spełnić, choć był to używany samochód. Jestem z niego bardzo zadowolony – mówi.

Zdarza się, że zamiast Taxi, Ubera czy Bolta jego znajomi po imprezie na mieście dzwonią z prośbą o podwózkę do domu właśnie do niego. – Wiele razy tak robili i przyjeżdżałem. Pamiętam, że raz zadzwonili do mnie i mówią: „Dara, tutaj leży jeden pijany od ciebie”. Pojechałem na miejsce i okazało się, że był to jakiś ciemnoskóry student ze WSIZ-u. No i co miałem zrobić? Zabrałem go do mojego „porszaka” i odwiozłem – śmieje się głośno sympatyczny Turek, a my razem z nim.

Nieprawdziwa jest jednak inna legenda, jakoby „kebabowy milioner” prowadził hulaszczy tryb życia. Co ciekawe, nie pije nawet alkoholu. – Pierwsza przyczyna to moja religia, czyli islam, druga to zdrowie, a trzecia jest taka, że nie dostrzegam ludzi, którym alkohol by w czymś pomagał – tłumaczy. Z tych samych powodów w jego lokalach nie sprzedaje napojów alkoholowych. – Choć mógłbym na tym dużo zarobić, ale nie chcę sprzedawać niczego, co szkodzi zdrowiu - zaznacza.

Dara spełnił w Rzeszowie swoje marzenia.

Jak przyznaje, spotykał się w Rzeszowie z kilkoma dziewczynami, a teraz z wielkimi nadziejami zaczyna kolejny związek. – Polki są bardzo ładne i nawet jeśli moi rodzice zawsze chcieli, żebym się ożenił z Turczynką lub Kurdyjką, to ja chcę się ożenić z Polką. Powiedziałbym nawet, że Polki są ładniejsze niż Azjatki – uśmiecha się Dara.

Plany

Nasz bohater mieszka w Rzeszowie od kilkunastu lat i tu chciałby założyć rodzinę. - Kocham to miasto. Przede wszystkim chodzi o ludzi, a poza tym jest bardzo czyste i otwarte. Kraków też jest fajny, ale tam idąc ulicą czujesz się jakby te budynki cię ściskały, a w Rzeszowie jest więcej otwartej przestrzeni – tłumaczy.

Docenia też lokalną gastronomię. - 15 lat temu kuchnia w Rzeszowie była uboga, ale dzisiaj są fajne restauracje – jest dobre sushi i nie tylko. Jednej rzeczy tylko brakuje – prawdziwego steakhousa z bardzo dobrymi stekami. Ktoś, kto to zrobi, na pewno będzie bardzo dobrze zarabiał, choć musi zadbać o dobre mięso. Sam o tym myślałem, ale nie da się tego robić bez alkoholu, dlatego zrezygnowałem – mówi.

Obecnie pracuje już „tylko” po 10-12 godzin dziennie. W czasie wolnym spotyka się z przyjaciółmi i podróżuje: – Jestem bardzo otwartym człowiekiem, kocham życie, uwielbiam poznawać nowych ludzi i mieć z nimi dobry kontakt. Dlatego nie mieszkam w Warszawie ani w żadnej innej metropolii. Jak sobie spaceruję ulicą 3 Maja czy Grunwaldzką to zawsze spotykam znajomych, z którymi porozmawiam przez kilka minut. Uwielbiam to, dlatego takie mniejsze miasto to dla mnie idealne miejsce.

Polskie obywatelstwo Dara ma od kilku lat i otwarcie przyznaje, że dziś bardziej czuje się Polakiem niż Turkiem. W Rzeszowie chce zostać do końca życia. - To świetne miasto do życia. Może na emeryturze zamieszkam gdzieś nad morzem, bo kocham morze, ale na pewno będę miał kontakt z kochanym Rzeszowem – dodaje rozmarzony.

W najbliższych latach nie zamierza już otwierać kolejnych lokali z kebabem. Planuje za to bardziej korzystać z życia. – Jak człowiek bardzo głęboko wejdzie w biznes, to nie ma czasu na prywatne życie. Bo nawet jeśli cyferki w banku się codziennie zmieniają na plus, ale z nich nie korzystasz i nie żyjesz, to jesteś nieszczęśliwy i stracony. A jeśli zarabiasz, dużo podróżujesz i masz dobry kontakt z ludźmi, to jesteś wygrany – tłumaczy swoją filozofię życia.

Pieniądze szczęście dają

A jak rodzina w Turcji zareagowała na biznesowy sukces najmłodszego dziecka, które nie chciało zostać urzędnikiem? – W naszej kulturze starszy zawsze ma rację. Więc wypominałem im to, że byli na nie, a oni odpowiadali, że nie chcieli, żeby mi było trudno w życiu – śmieje się Dara. – Ale jestem ich bohaterem, bo moi rodzice nigdy nie mieli łatwego życia, a teraz mają już lepiej. Pomogłem też braciom i siostrom. Cała rodzina jest teraz szczęśliwa, co daje mi też motywację do pracy – podkreśla.

Dara w jednym ze swoich lokali
Dara w jednym ze swoich lokali Barbara Galas

Ale pieniędzmi, które zarobił na kebabie, dzielił się i dzieli nie tylko ze swoją rodziną. Pomagał kilku fundacjom charytatywnym na świecie, a kilka lat temu założył własną - Dara My Kids. Pomaga dzieciom, w pierwszej kolejności sierotom, także tym wojennym, ale też całym potrzebującym rodzinom. Kolejną fundację zakłada właśnie w Polsce.

Fundacja Dara My Kids działa łącznie na trzech kontynentach: w Europie, Azji i w Afryce. Dotarła m.in. do Gambii. To właśnie tam, jak mówi, zobaczył najszczęśliwszych ludzi. – Większość z nas chce mieć więcej pieniędzy, żeby być szczęśliwymi. A tam ludzie nie mają prawie nic, a są bardziej szczęśliwi niż my. Jedzenie mają na dziś, a na jutro już nie mają, ale są uśmiechnięci, nie stresują się i mają miłość w sercu – opisuje, to co zobaczył w Afryce Dara.

Nie był też obojętny na los uchodźców z Ukrainy - wynajął foodtracka, który przez cały miesiąc za darmo rozdawał im kebaby pod Full Marketem w Rzeszowie. – Każdego dnia szło od 200 do 300 kebabów, a zakończyliśmy tę akcję, gdy liczba uchodźców znacznie się zmniejszyła – mówi.

W ten sposób Dara realizuje jedno ze swoich życiowych marzeń. - Każdy człowiek ma swoją wizję pięknego świata, ale czy pracuje nad tym, żeby ten świat się taki stał? Ja próbuję coś robić w tym kierunku i myślę, że jeśli ktoś oczekuje zmiany w swoim życiu, to sam musi ją zainicjować – puentuje swój życiorys sympatyczny Kurd, nazywany „królem stolicy kebabów”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jaki olej do smażenia?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dara spełnił w Rzeszowie swoje marzenia. "Przez pierwsze 2-3 lata pracowałem po 18 godzin dziennie" - Nowiny

Wróć na rzeszow.naszemiasto.pl Nasze Miasto