- Czy w Nowym Jorku widać oznaki paniki przez koronawirusem?
- Nie wiem, czy panika to dobre słowo. Powiedziałbym, że to była raczej mobilizacja społeczna, podobna jak w Londynie czasie wojny, albo po tak bolesnych dla nowojorczyków wydarzeniach, jak ataki na WTC. W momencie, w którym szpitale były oblężone i zmarłych chowano w ciężarówkach chłodniach, bo nie było miejsca w kostnicach, nowojorczycy bardzo karnie izolowali się, zakładali maski, myli ręce i codziennie o godzinie 19 bili brawo służbie zdrowia. To wydarzenie nas bardzo połączyło.
Dam przykład: kiedy wreszcie wyszliśmy na spacer nad brzeg East River, która szczęśliwie płynie obok nas, moja dziewczyna Magda podała rękę pani, która zaklinowała się między skałami przy brzegu. Pani wyskoczyła z potrzasku, uśmiechnęła się spod maski i bez słowa podała Magdzie płyn do dezynfekcji rąk.
Teraz, kiedy udało się opanować pandemię w mieście, widać powoli oznaki ostrożnego odprężenia. Ludzie wychodzą na spacer i jedzą posiłki w restauracjach, które przeniosły się na ulice.
- Według ostatnich danych tylko w Nowym Jorku zmarło 32 tysiące osób. Jak to wpłynęło na psychikę mieszkańców?
- W najgorszych dniach w samym mieście umierało ponad 700 osób. Czyli codziennie znikał z powierzchni ziemi prawie cały pociąg najbardziej zatłoczonego metra L-train. I dosłownie znikał. Bo ludzi, których najbliżsi odstawiali do szpitali, już nigdy więcej nie widzieli. Nie było pogrzebów, klepsydr, niczego.
Dopiero potem powoli do nas docierały strzępki wiadomości: umarł woźny ze szkoły naszej Stefci, mąż koleżanki, znajomy lekarz… I naprawdę nikt nie wie, gdzie jest pan Jasiu - starszy Polak, który siedział ma ławeczce przed naszym budynkiem cały dzień i wszystkim z uśmiechem mówił dzień dobry. Myślę, że wszyscy mamy niezdiagnozowaną jeszcze traumę pourazową.
- Jakie obowiązują obostrzenia na ulicach, na lotniskach względem przyjeżdżających? Czy ludzie sami przestrzegają tych reguł? Czy podają sobie ręce na powitanie?
- Kilka dni temu burmistrz ogłosił, że tzw. Zimowe Ptaki, czyli emeryci wylatujący na zimę do ciepłych stanów, które teraz pustoszy wirus, mogą spowodować drugą falę w NYC. Przyjeżdżających z rejonów zagrożonych koronawirusem obowiązuje dwutygodniowa kwarantanna. Szczerze mówiąc, nie jest ona tak starannie egzekwowana jak w Polsce. I z tym różnie bywa. Współczuje każdemu policjantowi, który wejdzie w drogę starszej pani z Upper East Side w drodze po tradycyjnego bejgla.
Koronawirus. Uścisk ręki już nigdy nie powróci do porządku dziennego
Większość społeczeństwa bardzo się pilnuje. Liczymy w myślach każdy dotyk między dezynfekowaniem rąk. Uścisk ręki już nigdy nie powróci do porządku dziennego. Podawanie ręki jest uważane za agresywny gest – tak jak kaszel bez zakrywania ust. Zderzamy się z tym w Polsce, bo tutaj ludzie się obrażają. Mówię im: Bardzo cię lubię, ale nie podawaj mi do cholery ręki!
- Czy wolno bez maseczek wchodzić do sklepów i restauracji?
- Nie wolno. Panuje zasada: „Nie ma maski, nie ma serwisu”. Zresztą restauracje wewnątrz lokali są wciąż zamknięte i długo się nie otworzą.
- Jeszcze miesiąc temu w relacjach z Nowego Jorku widzieliśmy oblężone szpitale i wyczerpany personel medyczny. Brakowało sprzętu. Czy teraz sytuacja się zmieniła? Jaka jest dostępność do lekarzy?
- Z uwagi na chaos w amerykańskiej służbie zdrowia, w pewnym momencie zabrakło władzy federalnej, która zapobiegłaby konkurencji pomiędzy stanom o limitowane środki. Na szczęście gubernator Andrew Cuomo zdołał opanować sytuację w stanie Nowy Jork. Szpitale wracają do normalnego funkcjonowania.
- Teraz coraz więcej młodych ludzi zapada na tę chorobę?
- Prawda! My z niedowierzaniem obserwowaliśmy w Nowym Jorku, kiedy w środku pandemii tysiące młodych ludzi bawiło się w okolicach jeziora Ozark. Młodzi uwierzyli w początkowe doniesienia o tym, że to jest „choroba starszych ludzi”. Jako, że zakłady pracy i uczelnie zostały zamknięte, z nudów zaczęli ignorować zasady izolacji. Okazało się, że młodzi ludzie też zapadają na koronawirusa, ale najgorsze jest to, że przenoszą go do swoich rodziców, dziadków, ludzi w sklepach.
W tym tygodniu szef sztabu kryzysowego doktor Anthony Fauci oskarżył wprost młodych ludzi o rozprzestrzenienie ognisk pandemii na południu USA. To tam teraz przeniosło się centrum zachorowalności na koronawirusa. Południe jest w ogniu wirusa. Kiedy w Nowym Jorku szalała pandemia, gubernatorzy Florydy i Teksasu pośpieszyli się z otwarciem stanów dla biznesu. Niestety, w Stanach kwestia wirusa i np. noszenia masek stała się kwestią polityczną.
Za przykładem prezydenta Trumpa Republikanie z południowych stanów bardzo długo twierdzili, że wirus jest wymysłem mediów, a maski zamachem na konstytucyjną wolność. Teraz, kiedy wirus sieje spustoszenie w tych stanach, gubernatorzy wycofują się rakiem z pomysłu otwierania gospodarki. W tym tygodniu nawet sam prezydent Trump wreszcie po raz pierwszy założył maskę.
Koronawirus. W Polsce większy spokój
- Akurat przebywasz w Polsce w kwarantannie po przylocie ze Stanów Zjednoczonych. Czy środki zapobiegawcze stosowane w kraju są podobne do tych stosowanych w USA?
- Pierwsze, co nas uderzyło w Polsce, to jest spokój ludzi. My się czujemy, jakbyśmy przyjechali ze strefy wojny do oazy spokoju. Dopiero się nam skończyła kwarantanna, ale jeśli chodzi o środki zapobiegawcze, myślę, że Polska jest nawet do przodu w stosunku do Nowego Jorku. Nie widziałem jeszcze sklepu albo miejsca publicznego bez środku do dezynfekcji. Sporo ludzi nosi maski w sklepach, ale nie wszyscy - i często zwisają pod nosem.
- Jakie są prognozy - Donald Trump widzi wroga w Chinach, które uznaje za głównego winnego pandemii wirusa. W Europie wielu lekarzy obawia się nawrotu epidemii jesienią. A w USA?
- Do tej pory w USA zanotowaliśmy 3,3 miliona przypadków koronawirusa, który zabił ponad 136 000 Amerykanów - więcej niż zginęło w Wietnamie czy w I wojnie światowej. Te wojny trwały latami. Wirus zabrał tyle dusz w 4 miesiące. Wczoraj mieliśmy 63 000 nowych przypadków, głownie na Południu. A jeszcze jest Midwest, który się tli i może wybuchnąć lada moment i z powrotem zainfekować wybrzeża z wielkimi miastami.
Wirus, który jest spokrewniony z grypą, miał się - jak grypa - uspokoić w gorącym amerykańskim lecie, ale to się nie stało. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się stanie jesienią. A co do Trumpa, to traci on mocno w sondażach i próbuje różnych narracji, żeby ten trend odwrócić. On nie tylko oskarża Chiny, ale także WHO, lekarzy ze swojego własnego sztabu kryzysowego i nawet Baracka Obamę.
- Czy koronawirus jeszcze czegoś nauczył Amerykanów?
- Myślę, że dwóch rzeczy: pandemia naprawdę mocno uderzyła w najbiedniejszych, czyli głownie Latynosów i Afroamerykanów, którzy nie mają dostępu do służby zdrowia i wykonują najmniej opłacane prace, których nie da się wykonać zdalnie. Ameryka, która ma najlepszych lekarzy na świecie, ma też naprawdę dużą społeczność, która żyje w warunkach Trzeciego Świata. Myślę, że wreszcie dotarło to do polityków. Poza tym mało się mówi o ludziach, którzy przeżyli koronawirusa, ale zmagają się z mnóstwem groźnych powikłań, które są nieopisane w żurnalach medycznych. Przeżyli, ale jakość ich życia jest nie do pozazdroszczenia i lekarze nie są w stanie im pomóc. Ludzie, strzeżcie się tego wirusa, to nie jest mocne zapalenie płuc!!! Jeśli Was nie zabije, to może Was uszkodzić na całe życie.
- A wracając do polskich spraw – czy zniesienie wiz coś zmieniło w liczbie przyjeżdżających Polaków do USA?
- A kto o zdrowych zmysłach chciałby teraz przylatywać do Stanów! 36 milionów bezrobotnych, ekonomia w strzępach, wirus grasuje po kraju… Nie sądzę, żeby to był zachęcający obraz. Doktor Fauci obiecuje szczepionkę dla mas w przyszłym roku, Może wtedy?
ZOBACZ TEŻ: Rozmowa z Aleksandrem Korabem o początkach pandemii koronawirusa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?