Tomasz

avatarTomasz

Rzeszów

Prawo, czy sprawiedliwość?

2014-01-18 15:16:39

Ostatnimi czasy przez Polskę przetacza się fala dyskusji na temat najniebezpieczniejszych przestępców, którzy wkrótce mają opuścić zakłady karne. Dyskusja na ten temat jest tym gorętsza, że sucha litera prawa przeplata się z emocjami, które w tym konkretnym przypadku sięgają zenitu.


Z jednej strony mamy prawników, etyków, obrońców praw człowieka, którzy w nowych przepisach mających na celu prewencyjne izolowanie groźnych dla otoczenia osobników, widzą zagrożenie dla demokracji, bowiem stwarza to w ich mniemaniu niebezpieczny precedens. Ów precedens sprowadza się do podwójnego karania, co narusza jedną z podstawowych rzymskich zasad prawa Ne bis in idem. Oznacza to, że osoba, która odbyła karę, będzie w dalszym ciągu ponosiła konsekwencje swoich czynów. Poza tym, przeciwnicy tych zmian legislacyjnych zwracają uwagę na fakt, że zamykanie ludzi do psychuszek, może być w przyszłości wykorzystywane do eliminowania z życia publicznego osób niewygodnych, których taka, czy inna władza może chcieć się pozbyć. Natomiast z drugiej strony mamy zwykłych ludzi, mniej lub bardziej wykształconych, spoza prawniczego kręgu, którzy myślą innymi kategoriami bez względu na podziały polityczne. Jedynym kryterium jakim posługują się w tym wypadku, to bezpieczeństwo ich rodzin, szczególnie dzieci, które w żaden sposób nie mogą się bronić. I trudno im się dziwić, wszak jeśli odstawimy na bok górnolotne hasła, prawnicze mądrości, to pozostaje zwykłe życie, które sprowadza się do troski o swoich najbliższych. Świadomość, że na wolność mają wyjść seryjni mordercy, czy gwałciciele sprawia, że pojawiają się obawy, a nawet strach. Obawy pojawiające się w społeczeństwie są tym bardziej uzasadnione, że w grupie więźniów, której kończą się wyroki dwudziestu pięciu lat pozbawienia wolności, niejednokrotnie znajdują się osoby, które w opinii psychologów nadal stwarzają istotne niebezpieczeństwo. Nie może ujść uwadze, że osoba, o której jest ostatnio w mediach najgłośniej, a mianowicie Mariusz Trynkiewicz (odsiadujący karę w rzeszowskim zakładzie karnym) w czasie rozprawy sądowej na pytanie, czy po wyjściu na wolność nadal będzie zabijał – odpowiedział wprost: tak.


Pojawia się więc tu swoisty konflikt, gdy chcąc chronić społeczeństwo, tworzy się wątpliwej jakości konstytucyjnej przepisy prawa, które w długookresowej perspektywie mogą obrócić się przeciwko samemu społeczeństwu. Stąd pytanie, czy bardziej liczy się litera prawa mająca źródło w zasadach demokracji, czy duch zdrowego rozsądku i wynikającego z niego obowiązku państwa wobec obywateli, który przejawia się w postaci zapewnienia im bezpieczeństwa. Być może nie głowilibyśmy się dziś na tym pytaniem i jemu podobnymi, gdyby przeszło dwadzieścia lat temu nie popełniono błędu, z którym dziś musi borykać się ustawodawca.


Cofnijmy się do 21 kwietnia 1988 roku. Jest to jedna z kluczowych dat, ponieważ tego dnia na podstawie orzeczenia Sądu Wojewódzkiego w Tarnowie wykonano ostatni wyrok śmierci. Skazanym był 29-letni Stanisław Czabański, który dopuścił się gwałtu i brutalnego zabójstwa. W tym samym roku ogłoszono moratorium na wykonywanie kary śmierci. Po tym czasie nadal orzekano wyroki śmierci, jak w przypadku wspomnianego wcześniej Trynkiewicza, ale już ich nie wykonywano. Na początku grudnia 1989 roku parlament ogłosił amnestię, która w przypadku osób uprzednio skazanych na śmierć, skutkowała zamianą orzeczonej kary na dwadzieścia pięć lat pozbawienia wolności. Już wówczas popełniono błąd nie zamieniając tzw „czapy" na dożywocie, gdyż obowiązujący kodeks karny nie przewidywał takiej sankcji. W 1995 roku wprowadzono ustawowe moratorium, a trzy lata później wszedł w życie nowy kodeks karny, który w miejsce najwyższego wymiaru kary wprowadzał dożywocie. Tym samym Polska dołączyła do cywilizowanej Europy przekazując w spadku kolejnym ekipom rządzącym nierozwiązany problem z przeszłości.


Polskie społeczeństwo wciąż jest podzielone w sprawie wykonywania tej najsurowszej kary, a argument do jej powrotu w kodeksie karnym wraca co jakiś czas jak bumerang w walce politycznej i demagogicznej retoryce. Wielu Polaków daje się wciągnąć do tej dyskusji, która często jest burzliwa - nie zdając sobie sprawy z tego, że takie dywagacje są bezcelowe, bo w związku z podpisanymi umowami międzynarodowymi, obecnością naszego kraju w różnych organizacjach, zmiana obecnego stanu jest niemożliwa. Odebranie życia drugiej osobie w imię prawa, to nie tylko kwestia etyki, ale chrześcijańskiego podejścia do drugiej osoby, co w takim kraju jak nasz powinno mieć znaczenie. Podzielenie Polaków w tej sprawie dziwi, zważywszy na to, jak wielu przyznaje się do tego, że są osobami wierzącymi. Szczególnie, że Jan Paweł II w encyklice Evangelium Vitae napisał, że kara śmierci może być stosowania, tylko wówczas, gdy nie ma innej sposobności ochrony przed przestępcą, ale dodał, że aktualnie, w dobie możliwości stosowania różnych organizacyjnych rozwiązań takie sposobności istnieją.


W moim odczuciu kara śmierci jedynie eliminuje niebezpieczne jednostki, ale w najmniejszym stopniu nie jest wyrazem sprawiedliwości. Zwłaszcza wtedy, gdy morderca w sposób bestialski zabija swoje ofiary, a wcześniej całymi godzinami, dniami znęca się na nimi zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Rozemocjonowany tłum natychmiast krzyknie: śmierć za śmierć! I gdyby taka osoba została poddana tej karze, to umarłaby natychmiast, w komfortowych warunkach, nawet nie wiedząc, że umiera. Czy to byłoby sprawiedliwe w porównaniu do tego jak umierała jego ofiara? Żadna kara nie zrekompensuje cierpienia ofiary, ani nam jej straty, a skazany zostanie w znacznym stopniu ukarany jeśli stanie się martwym za życia, tzn. zostanie zamknięty w małej celi na wzór amerykański bez możliwości warunkowego zwolnienia, pozbawi się go widzeń z bliskimi i współwięźniami, dostępu do wszelkich informacyjnych mediów, tak by każda godzina dłużyła się w nieskończoność. Pozostawienie skazanego sam na same ze swoimi myślami w poczuciu beznadziejności wynikającej z tego, że jego los już się nie odmieni byłoby karą słuszną, zmierzającą do miana sprawiedliwej. W tym momencie pojawia się argument: mamy utrzymywać z naszych podatków takich zwyrodnialców do końca ich życia? Niestety, ale to jest cena naszego spokoju i gwarancja tego, że ta konkretna osoba nikogo więcej nie skrzywdzi. Czy to wysoka cena?


I już na sam koniec, warto przypomnieć, że to nie surowość kary odstrasza, ani nie ciągłe zaostrzanie sankcji, ale sprawność funkcjonowania organów ścigania. Jeśli potencjalny przestępca będzie przekonany, że nie zostanie nieuchwytny, to bardziej da mu to do myślenia, niż to, że może stracić wolność.

Jesteś na profilu Tomasz - stronie mieszkańca miasta Rzeszów. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj