Pączki robione w wielkich sieciach handlowych, marketach to przeważnie miks gotowego ciasta z dodatkowymi polepszaczami. Robota cukiernika ogranicza się w takiej sytuacji niemal wyłącznie do wrzucenia pączków na gorący tłuszcz i nadziania, choć na rynku kupić można także gotowe głęboko mrożone produkty. W przypadku pączków rzemieślniczych, robionych “od postaw” sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana.
Krok pierwszy: ciasto
Podstawą ciasta jest mąka, woda, masło, jaja, cukier, odrobina soli i oczywiście drożdże. Każdy szanujący się cukiernik nieznacznie modyfikuje podstawową recepturę dodając coś od siebie i nie inaczej jest w przypadku Stolicy Pączków. O dodatku tym nie wiemy nic, oprócz tego że to odrobina specjalnego, drożdżowego, i naturalnego ciasta. Tego, co w nim jest, cukiernia nie ujawnia. - Tak przygotowaną pączkową bazę miesza się w specjalnej maszynie, aż do uzyskania odpowiedniej konsystencji. Potem ciasto, uformowane w duże “bochny”, albo raczej pączki - giganty, odkłada się do wyrośnięcia. Pierwsza faza wyrabiania ciasta trwa 17-20 minut. Potem ciasto odczeka jeszcze 10 minut. Potem przebijamy siatkę glutenową i możemy formować “pączusie” - mówi Bartosz Głuszcz ze Stolicy Pączków.
Siatka glutenowa, o której wspomina pomysłodawca cukierni, odpowiada za odpowiednią sprężystość i konsystencję pączków. In lepsza mąka, tym bardziej elastyczna siatka glutenowa, im lepsza siatka, tym lepszy pączek. Gdy pączki odpoczną następuje podział ciasta, kolejny krótki odpoczynek i podział na konkretne mniejsze “kulki”.
Proces podziału odbywa się maszynie o wdzięcznej nazwie Fortuna. Maszyna pochodzi z niemiec i w sposób niewyobrażalny wręcz ułatwia pracę przy produkcji. Jedno naciśnięcie na prasę zamienia duży placek w wiele malutkich, okrągłych pączków. Proces ten możecie obejrzeć na wideo poniżej.
Krok drugi: pączki garują
Gotowe i uformowane pączki trafiają do garownika. To piec, gdzie pączki dalej rosną na specjalnych szalkach. To na nich w wilgotnym i ciepłym środowisku ciasto dalej dojrzewa. Z garownika pączki trafią do smażenia. Jak w każdym tradycyjnym zakładzie, tak i w Stolicy Pączków, ciasto smażone jest na smalcu. Blade na początku kulki trafiają na automatyczny “podajnik”, a maszyna sama wrzuca ciasto na tłuszcz i obraca je kilkukrotnie przed zakończeniem smażenia. Dzięki zastosowaniu takiego mechanizmu smalec nie przesiąka do wnętrza pączków, które są równomiernie wypieczone i odpowiednio puszyste. Tak przygotowane, trafiają do nadziewania.
Krok trzeci: nadzienie
Do część pączków trafi nadzienie malinowe, róża, ajerkoniak, zaś do reszty powędruje słodki karmel, a nawet nadzienie o smaku Kinder Bueno, agrestu, czy panna cotta z owocami lasu. Ilość kombinacji, przynajmniej w teorii jest nieograniczona. W praktyce, Stolice Pączków ogranicza tylko czas, wyobraźnia i gusta klientów. Nadziane pączki trafiają do lukrowania, a stamtąd już wprost do klientów.
Wszystko w procesie tworzenia pączków ma swoje znaczenie - odpowiednia mąka z małych lokalnych młynów, odpowiednio długi czas przygotowania i dojrzewania ciasta, odpowiednia temperatura czas i sposób smażenia, odpowiednio ustawiona prędkość maszyny lukrującej i ilość podawanego nadzienia. - Jest to produkcja rzemieślnicza, więc te pączki nigdy nie będą identyczne. Proces jest powtarzalny w 90 procentach. Często udaje nam się podskoczyć pod sto procent śmieje się - Bartosz Głuszcz.
ZOBACZ TEŻ:
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?