Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

To była podróż jego życia. Marek Paw o wyprawie do Armenii i Iranu [ZDJĘCIA]

Adam Kieruzel
Choć od zakończenia tej wyczerpującej wyprawy minął już ponad tydzień, to Marek Paw wciąż wspomina to, co zdołał zobaczyć w Armenii i Iranie. W ciągu dziesięciu dni przejechał w pojedynkę rowerem 1145 kilometrów.

Pomysł tak dużej wyprawy rowerowej zrodził się już bardzo dawno, ale wybór konkretnego miejsca nastąpił w styczniu tego roku.

- Najpierw pojawił się kłopot z wizą - początkowo pan Marek dostał decyzję odmowną, ale dzięki irańskiej agencji turystycznej w końcu ją dostał. - Na trzy miesiące przed wyjazdem zacząłem wytyczać trasę, oznaczać na mapie wszelkie ciekawe miejsca i ustalać pozostałe szczegóły - wspomina. - Na tej wyprawie ilość przejechanych kilometrów nie była najważniejsza. Chciałem poznać jak najwięcej miejsc i ludzi w obu obydwu krajach.

O pomyśle wiedziały dwie bliskie mu osoby. Pozostali dowiedzieli się o tym wyczynie, kiedy 49-latek zamieścił wpis w sieci, zaraz po wylądowaniu w Armenii, gdzie miał okazję być pierwszy raz w życiu. Od razu przekonał się o życzliwości tamtejszych ludzi. W trakcie lotu rower został uszkodzony, ale na lotnisku w Erywaniu jeden z pracowników ochrony pomógł podróżnikowi go złożyć.

- Kiedy wyjechałem z lotniska od razu poczułem totalny gorąc. Z czasem przekonałem się również, że Armenia naprawdę jest bardzo górzystym terenem, co chwilę zmagałem się z podjazdami - wspomina. Kilkukrotnie trasa przebiegała na wysokości powyżej 2500 tys. metrów n.p.m., długość zjazdów na górskich serpentynach dochodziła do 40 kilometrów. Ale zanim to nastąpiło, po dwudziestu kilometrach, pierwszego dnia wyprawy, urwała się przerzutka przy rowerze. - Wtedy, mimo, że Ormianie mi pomogli, pojawił się pierwszy moment zwątpienia - dodaje bełchatowianin.

Kolejnym zdarzeniem, które spowodowało, że Marek Paw zastanawiał się nad dalszym powodzeniem tej podróży, był półmetek wyprawy. W późnych godzinach wieczornych podróżnik dojechał do granicy z Iranem, do miejscowości Agarak. Wówczas poczuł ogromne uderzenie ciepła, o wiele większe niż w górach Armenii. Tego dnia przeżył też atak psów, wtedy był zmuszony użyć gazu pieprzowego. Do mało przyjemnych wspomnień należała także kontrola na przejściu granicznym z Iranem, obarczona dużym stresem i niepewnością. Jeden z krytycznych momentów podróży, to odcinek od granicy do miasta Tebriz (Iran) ), liczący 136 km, kiedy pośród surowych wysokich gór na trasie nie było żadnego punktu z wodą, a zapasy picia szybko się skończyły. Marek Paw był zmuszony wypić cały słoiczek miodu zakupionego wcześniej w Armenii, jako podarunek.

Wyprawy omal nie przerwały kłopoty żołądkowe podróżnika, po trzecim dniu pobytu w Iranie, które dość mocno utrudniały kontynuowanie wyprawy. Pan Marek resztką sił przekroczył powrotnie granicę z Armenią.

- Społeczeństwo w Armenii i Iranie jest do siebie bardzo podobne, oczywiście jeśli chodzi o gościnność i nastawienie do turystów - mówi. W Iranie, w 1,5-milionowym muzułmańskim mieście Tebriz, mieszkańcy robili mu mnóstwo zdjęć, a ludzie na ulicach z zaciekawieniem odprowadzali go wzrokiem.

Marek Paw mówi o tej przygodzie jako o najcięższej i największej podróży w swoim życiu. Po przejechaniu ostatnich kilometrów był bardzo zmęczony i już trzy godziny po dojechaniu do ostatniego noclegu siedział w samochodzie, w drodze na lotnisko.

Chciałbym, abyśmy byli choć po części tak mili i uprzejmi jak obywatele Armenii i Iranu. To ich wizytówka ~ Marek Paw, podróżnik

- Nauczyłem się jeszcze jednej bardzo ważnej rzeczy. Wiem, że my tutaj w Polsce możemy być jeszcze milsi dla siebie i innych, możemy się wspierać i dawać sobie jeszcze więcej. Tyle, co tam dostałem życzliwości, wsparcia i uśmiechu przez parę dni, nie otrzymałem tutaj chyba przez ostatni rok - podsumowuje pan Marek. - Wizyta w takich krajach, to również doskonała okazja do szlifowania języka rosyjskiego - dodaje.

Po powrocie do Polski bełchatowianin spotkał się z najbliższymi. Nie mogło oczywiście zabraknąć pysznego obiadu u mamy, o którym marzył w ciężkich chwilach podróży.

49-latek ma już kolejny ambitny plan. Szczegółów nie zdradza, jak mówi jednak, lubi urozmaicać swoje wyprawy. W planach są wysokie góry, ale nie będzie to już wyprawa rowerem. I jak przypomina „wszystko zaczyna się od marzeń”, właśnie to hasło przyświecało mu podczas ostatniej podróży.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto