Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rzeszowianie startowali w śląskim Runmageddonie

Tomasz Ryzner
archiwum prywatne Jakuba Leszegi
Wyzwanie dla ciała i psychiki. Przesuwanie granic wytrzymałości. Rywalizacja, ale i współpraca - to definicja Runmageddonu, który polubili też rzeszowianie.

Runmageddon - dyscyplina jest nowa, ale zyskuje coraz większą popularność. W ostatnich zawodach, które odbyły się Zabrzu na terenie kopalni Makoszowy, wzięło udział ponad 1200 osób. W tym gronie była spora grupa rzeszowian. O przybliżenie nowego sportu poprosiliśmy Jakuba Leszegę, na co dzień szefa rzeszowskiej pizzerii „Gondola”.

- Startowałem w maratonach na rowerach górskich, ale postanowiłem spróbować czegoś nowego. Trafiłem w dziesiątkę. Runmageddon to nie jest bułka masłem, ale można mieć z tego super zabawę - zapewnia Kuba, który zajął 397. miejsce.

Rzeszowianin 12 kilometrów przebiegł w 3 godziny, 7 minut i 5 sekund. Dlaczego tyle to trwało?

- Ponieważ trasa biegła po hałdach, a że wcześniej popadało, było mnóstwo błota. Rumageddon to jest ścieżka zdrowia, na której ustawiane są przeszkody. Przygrywka odbyła się już na starcie, bo pierwsze metry pokonaliśmy w zasłonie dymnej - opisuje Jakub.

W drodze do mety zawodnicy muszą nosić drewniane bale, opony, wspinać się po linach, pokonywać pionowe ściany, przeszkody linowe, zasieki, brodzić w bagnie z workami piasku na plecach, czołgać się w ciemności przez podlany wodą tunel. Wiele mówią same nazwy przeszkód; „Tarzan”, „Indiana Jones”, „Marzenie goryla”, „Tesla”. Ta ostania przeszkoda nie na darmo nosi nazwę serbskiego wynalazcy, konstruktora urządzeń elektrycznych.

- Trzeba przebiec pod rusztowaniem, z którego zwisają podłączone do prądu sznurki. Nie da się ich ominąć. Zamknąłem oczy, zacisnąłem zęby i w sumie nie czułem, żeby mnie coś kopnęło - zapewnia Kuba. - Najtrudniej było przy trzech pionowych ścianach. Trzeba było się na wspiąć po linie.

Przeszkody w śląskim Runmageddonie przewrócą każdego

Aby adrenalina była jeszcze większa, podczas gdy zawodnicy czołgali się pod zasiekami, odtwarzano im odgłosy wybuchów i strzałów. Jedną z przeszkód tworzyli z kolei zawodnicy futbolu amerykańskiego.

- Stoją trzy rzędy facetów - i nie ma siły, każdego przewrócą. Ale tylko raz - zaznacza Kuba.

Zawodnicy nie mogli pokonać wszystkich przeszkód samodzielnie. Musieli współpracować.

- Byłem dobry dla jednej dziewczyny, a ta, wchodząc na ściankę, przeszła się po mojej głowie - uśmiecha się Jakub. Jeśli ktoś nie daje rady przeszkodzie, nie odpada, ale musi 30 razy wykonać burpee, czyli „padnij, powstań”. Liczyły się nie tylko mięśnie. Na trasie była też tzw. przeszkoda mentalna. - Odpowiadaliśmy na pytania. Wyjaśnialiśmy, co znaczy jakiś zwrot w śląskiej gwarze. Śmiechu było przy tym sporo - mówi Kuba.

Do Runmageddonu Jakub przygotowywał się w klubie CityFit.

- Trzeba mieć do tej zabawy trochę sprawności ogólnej, no i warto dobrze zjeść. Na pewno każdemu dobrze by zrobiła pizza z Gondoli - uśmiecha się nasz rozmówca, planujący udział w zawodach typu „hardocre”. - Dystans wyniesie 21 kilometrów - zaznacza Kuba, który spodziewa się narodzin drugiego dziecka. - Karolina ma termin na lipiec. Zapowiedziała, że kiedyś też spróbuje Runmageddonu. To się będzie działo - śmieje się Kuba.


zobacz też: Runmageddon

źródło: dziennikbaltycki.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na rzeszow.naszemiasto.pl Nasze Miasto